Niedawno przeczytałem ciekawą anegdotę nt. środowiska naukowego (a dokładniej nt. jego wysoce zakodowanego, hermetycznego języka). Oto ona:
Szef tygodnia "Wprost". Stanisław Janecki, w swym felietonie przytacza znamienną anegdotę o świetnym brytyjskim historyku kultury, Paulu Johnsonie (2008): "Rok temu Johnson poszedł na wykład 'najwybitniejszego współczesnego filozofa i socjologa' Jurgena Habermasa. Stał i patrzył na rozanielonych słuchaczy niemieckiego profesora. Po kilkunastu minutach stwierdził, że ni w ząb nie rozumie co ten facet bredzi. Dlaczego nie może mówić normalnym, ludzkim językiem? Dlaczego nie używa elementarnej logiki? I zaczął pytać stojących w pobliżu, czy oni cokolwiek rozumieją. Ci z pewną nieśmiałością stwierdzili, że właściwie też nic nie rozumieją. Johnson spytał więc, dlaczego tracą czas, dlaczego udają, że są zainteresowani. Dopiero wtedy razem z nim wyszli z sali. Po raz pierwszy w życiu odważyli się na ten krok, choć równie bełkotliwych wykładów wysłuchali dziesiątki".
W. Łysiak, Mitologia świata bez klamek, Wyd. Nobilis, Warszawa 2008, s. 69.