"Kończy się rok i słuchaj słowa by zacząć to wszystko od nowa" - Kult, Czarne Słońca.
Wszystkim czytelnikom w Nowym 2011 Roku składam życzenia nieobłudnej miłości, trzymania się tego co dobre oraz inspirujących myśli po lekturze blogowych postów :)
Paweł Bartosik
piątek, 31 grudnia 2010
czwartek, 30 grudnia 2010
Coś pokochać
Aby pokochać jakąś rzecz, wystarczy sobie powiedzieć, że można by ją utracić.
G. K. Chesterton
G. K. Chesterton
Dyskusja z facebooka o chrzcie niemowląt
Poniżej dyskusja z Facebooka na temat chrztu. Nie wrzucam dygresji oraz wypowiedzi, które nic nie wnosiły do rozmowy.
Mój status: Pytanie 130: Dlaczego chrzcimy nawet niemowlęta? Odpowiedź: Dlatego, że jesteśmy posłuszni przykazaniu danemu przez Boga Abrahamowi. (Pierwszy Katechizm, 1840).
Robert Miksa: Abraham miał je obrzezywać, a nie chrzcić!
Pawel Bartosik: Jesteśmy posłuszni przykazaniu danemu Abrahamowi gdyż obietnice jemu dane przeszły na nas poprzez Chrystusa - o czym naucza Ap. Paweł w Galacjan 3-4. Przykazanie zaś mówiło i mówi (bo nigdy nie zostało zniesione) aby do przymierza było włączane również nasze potomstwo. W Starym Przymierzu znakiem inicjacji było obrzezanie. W Nowym Przymierzu jest to chrzest.
Robert Miksa: Do przymierza wchodziło się przez wiarę i to zarówno w przypadku Abrahama, jak i Nowego Przymierza. Prawo (niezależnie czy mówiące o obrzezaniu czy o chrzcie) nie jest w stanie nikogo usprawiedliwić.
Błogosławieństwa ludzie dostępują przez wiarę (Gal 3,9).
Stają się dziedzicami obietnicy przez wiarę (Gal 3,22).
Stają się Synami Bożymi przez wiarę w Jezusa Chrystusa (Gal 3,26).
Ducha Bożego też otrzymujemy przez wiarę (Gal 3,2.5.14).
Sprawiedliwy żyć będzie, nie przez posłuszeństwo Prawu, ale przez wiarę (Gal. 3,11).
O tym wszystkim mówi list do Galacjan, który przywołałeś. Nigdy przez chrzest ani przez obrzezanie!!!!!!!!
Pawel Bartosik:
1. Czy oznacza to, że wg Ciebie potomstwo Abrahama otrzymujące znak usprawiedliwienia jakim było obrzezanie było POZA przymierzem?!1 Mj 17:7 jest tu całkiem jasna: " I ustanowię przymierze moje między mną a tobą i POTOMKAMI TWOIMI po tobie według pokoleń ich jako przymierze wieczne, abym był Bogiem twoim I POTOMSTWA TWEGO po tobie". Bóg Abrahama to nasz Bóg; nasz i naszych dzieci. Dzieci Abrahama były uczestnikami przymierza oraz obietnic, które on otrzymał od Boga. Warunkiem ich realizacji była oczywiście WIARA. Nie inaczej jest dziś. Poprzez Chrystusa obietnice przeszły na nas i nasze dzieci (Gal 3:14.29).
2. Nikt tutaj nie mówi o usprawiedliwieniu przez Prawo. Skąd taki pomysł?! Usprawiedliwienie zawsze przychodziło i przychodzi przez ufną wiarę (Rzym 4:3, 5:1). Bogu jednak nie przeszkadzało to nazywać dzieci Ludu Odkupionego "moimi dziećmi", "moim ludem" (a nie częścią świata).
3. Wszystkie błogosławieństwa ZAWSZE były dostępne przez wiarę. To wszak nie oznacza, że dzieci (w ST) były lub od przyjścia Jezusa zostały wyłączone ze społeczności Ludu Bożego (jako jego członkowie). Nasz Bóg, Pan i Ojciec jest Bogiem, Panem i Ojcem naszych dzieci. Czyż nie tego uczymy ich od niemowlęcych lat zachęcając do ufnej, szczerej wiary do czego zresztą zachęca nas np. 2 Mj 20:12, 5 Mj 6:1-9, Przyp 22:6 czy Ef 6:1-4. Kontekstem tych słów jest oczywiście fakt, że dzieci są CZĘŚCIĄ Ludu Bożego, a nie "neutralnymi" lub wręcz "niewierzącymi" decydentami (dziećmi ciemności) przed podjęciem decyzji o "przyjęciu Jahwe (lub Jezusa) do serca" na chrześcijańskim obozie lub ewangelizacji zborowej.
Mariusz Ratajczak: Robert mam pytanie. Jak traktowałeś swoje dzieci, gdy były małe? Jako część Kościoła?
Mariusz Ratajczak: Czy uczestniczyły w Wieczerzy Pańskiej? Dlaczego Jezus zaprasza małe dzieci do siebie? Czy uważasz, że umarł tylko za dorosłych? I jak określić kto jest dorosły? Dlaczego np. w Dziejach Apostolskich zbawiane były całe domostwa, skoro uwierzył tylko np. ojciec lub rodzice?
Monika Macugowska: Mariusz Dzięki - właśnie otrzymałam od Was odpowiedź :)
I jakie to proste...
Szymon Kołdys: "1 Kor 7:14 Albowiem mąż poganin uświęcony jest przez żonę i żona poganka uświęcona jest przez wierzącego męża; inaczej dzieci wasze byłyby nieczyste, a tak są święte." ---- nie chrzest dzieci decyduje o tym czy dzieci korzystają z dobrodziejstwa przymierza, ale przebywanie z ludem przymierza; jak widać apostoł nie miał problemu z frazą "uświęcony poganin"
Robert Miksa: Skoro nie są usprawiedliwienie to kim są? A co to za przymierze, w którymi nie potrzebna jest wiara. Rozumiem, że wg Twojej teologii można być nieusprawiedliwionym członkiem ludu Bożego, dzieckiem Bożym, które jest na drodze prowadzącej do p...iekła - bo bez wiary (bez której nie można podoba się Bogu).
Marek Kmiec: Witaj Robert :) Możliwe, że inaczej rozumiemy pojęcie "wiara". Nie ulega wątpliwości, że dzieci (niemowlęta) potrafią ufać - pomimo, że mają bardzo ograniczone zdolności analizy intelektualnej. Ale czy np. ludzie chorzy psychicznie mogą być zbawieni? Ps. 131:2
Zbigniew Karczewski: W pytaniu 130 jest taka sama logika, jak u katolików twierdzących, że Maria jest matką Kościoła, bo Jezus polecił Janowi wziąć ja do siebie.
Pawel Bartosik: Szymon, jasne, że "nie chrzest dzieci decyduje o tym czy dzieci korzystają z dobrodziejstwa przymierza", ale to jak na niego odpowiadają. O statusie dzieci decydują Boże obietnice (Jego Słowo) odnośnie ich miejsca w przymierzu (przypominam np. 1 Mj 17:7), a nie nasze oczy, uszy i oczekiwania ("nie uwierzę zanim nie usłyszę wyznania ich ust").
Robert Miksa: Marku, musiałbyś zobaczyć, jakie zaufanie ma do mnie mój pies. A jakie ma do swojego Stwórcy - to dopiero jest przykład do naśladowania.
Chyba nie chcesz się licytować na przykłady. Nie chodzi przecież o to, kto da lepszy przykład, ale o zasadę, która bardzo jasno przedstawiona jest w Piśmie: "Sprawiedliwy mój z wiary żyć będzie". Jeżeli ta zasada ma dla was drugorzędne znaczenie w stosunku do zasady nadrzędnej, tj. usprawiedliwienia przez wiarę, to chyba poszliście nie w tą stronę w którą poszedł Abraham. Pamiętajcie, że Abraham miał dwóch synów - obydwóch obrzezanych, ale tylko jeden był synem obietnicy.
Pawel Bartosik: Robert, a skąd Ty wiesz kto jest usprawiedliwiony? Skąd wiesz ilu członków Twojego zboru jest usprawiedliwionych? Biblia mówiąc o dzieciach Izraelitów oraz dzieciach chrześcijan zawsze używa wobec nich TEGO SAMEGO JĘZYKA co wobec wierzących... dorosłych. I znów: nie wiem skąd wyobrażenie, że "niepotrzebna jest wiara". Bez wiary - zarówno chrzest, udział w Wieczerzy Pańskiej, jak i słuchanie Słowa Bożego to "bilety" do piekła, a nie do nieba. Problem w tym, że w swojej teologii traktujesz dzieci jako niewierzących, pogan (wbrew temu jak traktuje je Boże Słowo). Choć twoja praktyka pokazuje jednak coś przeciwnego bowiem wymagasz od dzieci (i to od najwcześniejszych lat życia) postaw i zachowań przynależnych CHRZEŚCIJANOM: udział w nabożeństwie, modlitwa "Ojcze Nasz", zachęcanie do pieśni np. "Jezus zbawił mnie", "Jezus jest mym Panem", posłuszeństwo przykazaniom Dekalogu itp. I dzięki Bogu za tą niekonsekwencję! ;) Ps 22:11; Ps 71:5-6, Ps 8:3.
Pawel Bartosik: Zbigniew, aby zrozumieć tą odpowiedź należy wrócić do 1 Mj 17 i przypomnieć sobie Z KIM Bóg zawarł przymierze, KOMU miał być udzielany duchowy znak tego przymierza i JAKIE były (oraz kogo dotyczyły) obietnice. Potem zachęcam do przeczytania Galacjan 3-4 i odpowiedzi na pytania : czy ono nadal obowiązuje i kto jest jego spadkobiercą? W sumie to bardzo proste :)
Pawel Bartosik: Robert, "Sprawiedliwy mój z wiary żyć będzie" to zasada obowiązująca od Księgi Rodzaju, a nie od Listu do Rzymian. I w niczym Bogu nie przeszkadzała i nadal nie przeszkadza aby włączać dzieci do Jego Ludu, traktując jako Jego część (a nie" Egiptu"). Ja chcę naśladować Abrahama i nadawać - podobnie jak on - mojemu potomstwu znak usprawiedliwienia z wiary pieczętując fakt, że i one są uczestnikami przymierza oraz obietnicy. A Ty ? ;)
Szymon Kołdys: Paweł, miałem na myśli to że chrzczenie dzieci zupełnie nic nie wnosi dla nich czego by nie miały będąc nieochrzczonymi. Niekonsekwencja Roberta, jak to ująłeś, jest obrazem 'uświęcania poganina' który poznając przymierze, usprawiedliwienie i Mesjasza, ma możliwość właściwie je zawrzeć, czyli odpowiedzieć wiarą.
Pawel Bartosik: Nasze chodzenie w wierze polega, że powinniśmy wierzyć Bożym stwierdzeniom nt. dzieci takim jak 1 Mj 17:7; Ps 22:11; Ps 71:5-6, Ps 8:3 bardziej niż własnym, często "oświeceniowym" (zracjonalizowanym) definicjom wiary. Bóg nazywa dzieci Swojego Ludu "moim Ludem", nie zastępujmy Bożych świadectw ludzkimi ("powiedz mi kiedy poznałeś Jezusa", "kiedy zrozumiałeś, że jesteś grzesznikiem zmierzającym do piekła" itp.).
Pawel Bartosik: Szymon, masz rację, ale TYLKO w tym sensie, że to nie chrzest gwarantuje komukolwiek życie wieczne. Natomiast w każdym innym sensie mylisz się. Nawet w kościele baptystów chrzest "otwiera" drogę do wielu błogosławionych i dobrych rzeczy: członkostwa i prawa do głosowania, udziału w Wieczerzy Pańskiej, ślubu z inną ochrzczoną w wieku dorosłym osobą, ordynacji pastorskiej w kościele baptystycznym itp. Chyba nie powiesz, że są to NIC nie wnoszące rzeczy.
Szymon Kołdys: denominacyjne regulacje nie są absolutem, zresztą baptyści starają się chrzcić świadomych swej wiary, bez której, twym językiem mówiąc, owe dobre rzeczy są biletem do piekła, nawet dla ochrzczonych.
Marek Kmiec: Robert, mój pies (naprawdę: moja suka) też mnie lubiała i mi ufała. Tylko, że jest różnica między nią a ludźmi. :) :)
Pawel Bartosik: Szymon - tak, ponieważ wiara jest sposobem w jaki przyjmujemy dobre rzeczy od Boga. Bez niej słuchanie Słowa Bożego, członkostwo w kościele itp. będą dla nas przekleństwem, a nie błogosławieństwem. Czy to oznacza, że słuchanie Słowa, członkostwo w kościele, bycie ochrzczonym, udział w Wieczerzy Pańskiej to puste i nic nie znaczące formy, które nie mają żadnego wpływu na naszą więź z Bogiem, zachętę, duchowy wzrost? Oczywiście, że nie!
Szymon Kołdys: Paweł, przyjmując Twoją optykę, można dojść do wniosku że im więcej (katolicy nazywają środki łaski, to co wymieniłeś) tym lepiej. Czyli im więcej słuchania, im więcej wierczerzy, im więcej chrztów tym więcej środków łaski dla człowieka. Fakt natomiast jest taki że nawet katolicy nie chrzczą tych samych ludzi co niedziela,żeby im dodać środków łaski wpływajcych na więź z Bogiem. Myślę że wynika to z tego, że "Bogu się upodobało zbawić ludzi przez głupie zwiastowanie" (a nie poprzez chrzczenie czy wieczerzę), dlatego zwiastowania nie można postawić na tej samej płaszczyźnie na ktorej jest wieczerza i chrzest. Myślę, że ta "mojsza" nie burzy za bardzo "twojszej" racji. Wesołych Świąt!
Pawel Bartosik: No coś Ty :) "Im więcej tym lepiej" to bzdurka :) Ilość i częstotliwość udzielanych sakramentów (ustanowień Pańskich) wierzę, że jest określona w Piśmie Św.: chrzest raz w życiu, Wieczerza co tydzień na niedzielnym nabożeństwie. Natomiast nie są one żadną korzyścią dla kogokolwiek kto nie odpowiada na nie z wiarą. Tak jak zwiastowane Słowo nie przynosi żadnej korzyści - jeśli wchodzi jednym uchem, a wylatuje drugim. Ważne jest natomiast, jak sądzę, by zarówno na głoszone Słowo, jak i na sakramenty spojrzeć jako na BOŻE środki i narzędzia, a nie ludzkie. Co do wyższości zwiastowania nad sakramentami, to nie oddzielałbym tego co Bóg złączył. Sakramentowi powinno towarzyszył zwiastowane Słowo i znam parę osób, które nawróciły się do Boga podczas jego sprawowania ("ilekroć ten chleb jecie, a z kielicha tego pijecie śmierć Pańską zwiastuj(e)cie aż przyjdzie"). My każdej Ndz zwiastujemy Słowo przy okazji kazania i komunii. Przy okazji chrztu również - gdy ma miejsce.
Pawel Bartosik: Swoją drogą, mam Szymon wrażenie, że w baptystycznej teologii sakramenty to trochą taka niechciana konieczność, z którą nie za bardzo wiadomo co zrobić (przykład: częstotliwość Wieczerzy). No bo skoro pamiętać o Jezusie można na wiele różny...ch sposobów, podobnie jak wyznawać wiarę, to Wieczerza i Chrzest stają się jedynie "obowiązkiem" ("bo Pan tak przykazał"), ale nie za bardzo wiadomo dlaczego je sprawujemy. Dlatego częściej się mówi czego sakramenty NIE DAJĄ, niż o tym DLACZEGO Bóg nam je dał i jakie mamy z nich duchowe KORZYŚCI. To zubożanie bogactw i błogosławieństw Bożych darów. Również radosnego świętowania urodzin Króla!
Szymon Kołdys: No właśnie, wcale nie sądziłem, że uważasz że "im więcej to lepiej", częstotliwości są określone (są też baptystyczne kościoły gdzie co tydzień jest wieczerza, jak wiesz nie jest to wpisane w "baptystyczną teologię", tak samo jak nie ma takiej samej w każdym kościele "baptystycznej" liturgii, są jedynie z grubsza biorąc te same elementy w porządku nabożeństwa).
W moim rozumieniu Słowa, wieczerza i chrzest skierowana są do uczniów Chrystusa. Chrzest przede wszystkim wyraża ze strony ucznia jego "zjednoczenie w śmierci i zmartwychwstaniu z Chrystusem", czyli jego widzialna akceptacja poselstwa ewangelii, a uczestnictwo w wieczerzy jest przede wszystkim a) wyrazem jego pozostawania we wspólnocie z Kościołem (tych którzy są odrodzeni), b) świadectwem (zwiastowaniem) że ma swój udział w Chrystusie (niem. Teilhaben), w Jego życiu, śmierci, poselstwie, zmartwychwstaniu, że przyjmuje w naśladowaniu Jego postawę w życiu osobistym i społecznym (wobec bliźniego); świadectwem nowego życia "dla Boga" w oparciu o dzieło odkupienia Jezusa. Może to nie pasować pod definicję "Sakramentów" i ja raczej tych ustanowień tak nie nazywam, historyczne obciążenie słowa jest zbyt duże moim zdaniem. Ex opere operato -- także się wysłużyło. Słowo jest zwiastowane przy okazji chrztów i wieczerzy i Ono ma moc jeśli Bóg zechce, przemieniać ludzi. Apostoł Paweł nie rozpoczynał swych misji od chrztów i wieczerzy tylko od zwiastowania, dlatego Słowo jest Bożym głosem do niewierzących (wezwaniem do upamiętania) i do wierzących (proces uczniostwa, który wymaga poznawania Objawienia).
Moim zdaniem istnieje dość realna możliwość "polegania na sakramentach" - odprawiłem/uczestniczyłem w sakramencie, więc przed Bogiem jestem ok.
Duchową korzyścią płynącą z nich dla człowieka jest ich absolutne zwracanie uwagi na Chrystusa i Jego dzieło jako fundament zbawienia - a więc łaska, wiara, usprawiedliwienie, miłość Boża wszystko razem zwiastowane w ustanowieniach - żeby człowiek nie zapomniał od kogo czerpie tożsamość, nie odwrócił się i nie zaczął iść swoją drogą polegając na sobie. Wracając do przymierza jako podstawy przeprowadzania chrztu niemowlaków, niejaki Heschel - filozof żydowski, rabin, mistyk --polecam -- zauważa że określenie "Bóg Abrahama, Izaaka, Jakuba" wskazuje na to że każde pokolenie samodzielnie musi podążać za Bogiem. Ciekawa obserwacja, odkrywcza i oczywista jakoś niezwykle.
Reasumując, chrzest dzieci (niemowląt), nie ma w moich oczach uzasadnienia w realiach Nowego Przymierza przypieczętowanego ciałem i krwią Chrystusa.
Miałem już ci nie odpowiadać, ale coś mnie podkusiło, na pewno nie po to by 'wszczynać jatkę ' o sprawy, które chyba niewielu ludzi interesują. Mam wrażenie, że znamy już swoje argumenty i wystarczy mnożenia słów. Jeszcze raz pozdrawiam.
Pawel Bartosik: Oczywiście, że jest możliwość popełnienia błędu polegania na sakramentach! To jednak nie powinno nas zwalniać od ich sprawowania i przywrócenia biblijnego znaczenia. Zarówno wyolbrzymianie (KK), jak i minimalizowanie, zubożanie (zwykła pamiątka) są dwiema skrajnościami, których nie widzę w Piśmie Św. Sakramentalny posiłek z Chrystusem nigdy nie jest ani gwarancją zbawienia, ani zwykłym symbolem.
Jasne, że każde pokolenie musi samodzielnie podążać za Bogiem. Nikt temu nie przeczy. Rozmawiamy o tym czy kolejne pokolenia mamy prowadzić do Chrystusa (wedle Jego instrukcji) traktując nasze dzieci jako Jego małych uczniów czy jako małych pogan, dzieci ciemności - niezależnych decydentów.
Chrzest niemowląt wiąże się bowiem z pytaniami:
1. Czy początki naszej wiary upatrujemy w Ew. Mateusza czy w Ks. Rodzaju? Jeśli to drugie to powinniśmy oczekiwać, że NT wskaże na drastyczną zmianę jeśli chodzi o pozycję dzieci w przymierzu. Jednak nie tylko NT nic takiego nie mówi, ale potwierdza, że są częścią Ludu Odkupionego, a nie "sympatykami" lub "outsaiderami".
2. Kim od samego początku Pisma są dla Boga dzieci Jego Ludu? Kiedy i z jakiego powodu rzekomo coś się tu zmieniło? NT mówiąc o zmianie jeśli chodzi o uczestników przymierza wskazuje, że jest ono SZERSZE w zakresie niż SP. Przyczyną jest włączenie do przymierza pogan, a nie wyłącznie dzieci (Ef 2:11-22, Rzymian 11).
3. Czy nasze dzieci powinniśmy traktować jak małych uczniów Chrystusa czy małych uczniów szatana? Biblia nie mówi bowiem bo "neutralności".
4. Dlaczego NT naucza o możliwości złamania Nowego Przymierza? Np. Rzym 11, Hbr 10,29, Hbr 3,12, Hbr 6,3nn, Jn 15, Gal 5:4 ?
Pawel Bartosik: Nie wiem ilu jest ludzi, których interesuje nauczanie Pisma Św. i pełnienie woli Bożej. To jednak nie powinno nas powstrzymywać ani zniechęcać. Znam sporo osób, które w wyniku tego typu dyskusji zaczęli bardziej wnikliwie czytać Biblię i weryfikowali swoje poglądy. Niestety nawet dla wielu protestantów spuścizna, teologia i argumentacja reformatorów (np. polemika Kalwina i Lutra z anabaptystami) jest całkowicie nieznana. Wystarczy im sprzeciw wobec sakramentalizmu KK i kilka wersetów z NT mówiących o chrzcie dorosłych (nie będących wcześniej chrzczonych). 3m się
Więcej art. o chrzcie znaleźć można tu oraz tu
Mój status: Pytanie 130: Dlaczego chrzcimy nawet niemowlęta? Odpowiedź: Dlatego, że jesteśmy posłuszni przykazaniu danemu przez Boga Abrahamowi. (Pierwszy Katechizm, 1840).
Robert Miksa: Abraham miał je obrzezywać, a nie chrzcić!
Pawel Bartosik: Jesteśmy posłuszni przykazaniu danemu Abrahamowi gdyż obietnice jemu dane przeszły na nas poprzez Chrystusa - o czym naucza Ap. Paweł w Galacjan 3-4. Przykazanie zaś mówiło i mówi (bo nigdy nie zostało zniesione) aby do przymierza było włączane również nasze potomstwo. W Starym Przymierzu znakiem inicjacji było obrzezanie. W Nowym Przymierzu jest to chrzest.
Robert Miksa: Do przymierza wchodziło się przez wiarę i to zarówno w przypadku Abrahama, jak i Nowego Przymierza. Prawo (niezależnie czy mówiące o obrzezaniu czy o chrzcie) nie jest w stanie nikogo usprawiedliwić.
Błogosławieństwa ludzie dostępują przez wiarę (Gal 3,9).
Stają się dziedzicami obietnicy przez wiarę (Gal 3,22).
Stają się Synami Bożymi przez wiarę w Jezusa Chrystusa (Gal 3,26).
Ducha Bożego też otrzymujemy przez wiarę (Gal 3,2.5.14).
Sprawiedliwy żyć będzie, nie przez posłuszeństwo Prawu, ale przez wiarę (Gal. 3,11).
O tym wszystkim mówi list do Galacjan, który przywołałeś. Nigdy przez chrzest ani przez obrzezanie!!!!!!!!
Pawel Bartosik:
1. Czy oznacza to, że wg Ciebie potomstwo Abrahama otrzymujące znak usprawiedliwienia jakim było obrzezanie było POZA przymierzem?!1 Mj 17:7 jest tu całkiem jasna: " I ustanowię przymierze moje między mną a tobą i POTOMKAMI TWOIMI po tobie według pokoleń ich jako przymierze wieczne, abym był Bogiem twoim I POTOMSTWA TWEGO po tobie". Bóg Abrahama to nasz Bóg; nasz i naszych dzieci. Dzieci Abrahama były uczestnikami przymierza oraz obietnic, które on otrzymał od Boga. Warunkiem ich realizacji była oczywiście WIARA. Nie inaczej jest dziś. Poprzez Chrystusa obietnice przeszły na nas i nasze dzieci (Gal 3:14.29).
2. Nikt tutaj nie mówi o usprawiedliwieniu przez Prawo. Skąd taki pomysł?! Usprawiedliwienie zawsze przychodziło i przychodzi przez ufną wiarę (Rzym 4:3, 5:1). Bogu jednak nie przeszkadzało to nazywać dzieci Ludu Odkupionego "moimi dziećmi", "moim ludem" (a nie częścią świata).
3. Wszystkie błogosławieństwa ZAWSZE były dostępne przez wiarę. To wszak nie oznacza, że dzieci (w ST) były lub od przyjścia Jezusa zostały wyłączone ze społeczności Ludu Bożego (jako jego członkowie). Nasz Bóg, Pan i Ojciec jest Bogiem, Panem i Ojcem naszych dzieci. Czyż nie tego uczymy ich od niemowlęcych lat zachęcając do ufnej, szczerej wiary do czego zresztą zachęca nas np. 2 Mj 20:12, 5 Mj 6:1-9, Przyp 22:6 czy Ef 6:1-4. Kontekstem tych słów jest oczywiście fakt, że dzieci są CZĘŚCIĄ Ludu Bożego, a nie "neutralnymi" lub wręcz "niewierzącymi" decydentami (dziećmi ciemności) przed podjęciem decyzji o "przyjęciu Jahwe (lub Jezusa) do serca" na chrześcijańskim obozie lub ewangelizacji zborowej.
Mariusz Ratajczak: Robert mam pytanie. Jak traktowałeś swoje dzieci, gdy były małe? Jako część Kościoła?
Mariusz Ratajczak: Czy uczestniczyły w Wieczerzy Pańskiej? Dlaczego Jezus zaprasza małe dzieci do siebie? Czy uważasz, że umarł tylko za dorosłych? I jak określić kto jest dorosły? Dlaczego np. w Dziejach Apostolskich zbawiane były całe domostwa, skoro uwierzył tylko np. ojciec lub rodzice?
Monika Macugowska: Mariusz Dzięki - właśnie otrzymałam od Was odpowiedź :)
I jakie to proste...
Szymon Kołdys: "1 Kor 7:14 Albowiem mąż poganin uświęcony jest przez żonę i żona poganka uświęcona jest przez wierzącego męża; inaczej dzieci wasze byłyby nieczyste, a tak są święte." ---- nie chrzest dzieci decyduje o tym czy dzieci korzystają z dobrodziejstwa przymierza, ale przebywanie z ludem przymierza; jak widać apostoł nie miał problemu z frazą "uświęcony poganin"
Robert Miksa: Skoro nie są usprawiedliwienie to kim są? A co to za przymierze, w którymi nie potrzebna jest wiara. Rozumiem, że wg Twojej teologii można być nieusprawiedliwionym członkiem ludu Bożego, dzieckiem Bożym, które jest na drodze prowadzącej do p...iekła - bo bez wiary (bez której nie można podoba się Bogu).
Marek Kmiec: Witaj Robert :) Możliwe, że inaczej rozumiemy pojęcie "wiara". Nie ulega wątpliwości, że dzieci (niemowlęta) potrafią ufać - pomimo, że mają bardzo ograniczone zdolności analizy intelektualnej. Ale czy np. ludzie chorzy psychicznie mogą być zbawieni? Ps. 131:2
Zbigniew Karczewski: W pytaniu 130 jest taka sama logika, jak u katolików twierdzących, że Maria jest matką Kościoła, bo Jezus polecił Janowi wziąć ja do siebie.
Pawel Bartosik: Szymon, jasne, że "nie chrzest dzieci decyduje o tym czy dzieci korzystają z dobrodziejstwa przymierza", ale to jak na niego odpowiadają. O statusie dzieci decydują Boże obietnice (Jego Słowo) odnośnie ich miejsca w przymierzu (przypominam np. 1 Mj 17:7), a nie nasze oczy, uszy i oczekiwania ("nie uwierzę zanim nie usłyszę wyznania ich ust").
Robert Miksa: Marku, musiałbyś zobaczyć, jakie zaufanie ma do mnie mój pies. A jakie ma do swojego Stwórcy - to dopiero jest przykład do naśladowania.
Chyba nie chcesz się licytować na przykłady. Nie chodzi przecież o to, kto da lepszy przykład, ale o zasadę, która bardzo jasno przedstawiona jest w Piśmie: "Sprawiedliwy mój z wiary żyć będzie". Jeżeli ta zasada ma dla was drugorzędne znaczenie w stosunku do zasady nadrzędnej, tj. usprawiedliwienia przez wiarę, to chyba poszliście nie w tą stronę w którą poszedł Abraham. Pamiętajcie, że Abraham miał dwóch synów - obydwóch obrzezanych, ale tylko jeden był synem obietnicy.
Pawel Bartosik: Robert, a skąd Ty wiesz kto jest usprawiedliwiony? Skąd wiesz ilu członków Twojego zboru jest usprawiedliwionych? Biblia mówiąc o dzieciach Izraelitów oraz dzieciach chrześcijan zawsze używa wobec nich TEGO SAMEGO JĘZYKA co wobec wierzących... dorosłych. I znów: nie wiem skąd wyobrażenie, że "niepotrzebna jest wiara". Bez wiary - zarówno chrzest, udział w Wieczerzy Pańskiej, jak i słuchanie Słowa Bożego to "bilety" do piekła, a nie do nieba. Problem w tym, że w swojej teologii traktujesz dzieci jako niewierzących, pogan (wbrew temu jak traktuje je Boże Słowo). Choć twoja praktyka pokazuje jednak coś przeciwnego bowiem wymagasz od dzieci (i to od najwcześniejszych lat życia) postaw i zachowań przynależnych CHRZEŚCIJANOM: udział w nabożeństwie, modlitwa "Ojcze Nasz", zachęcanie do pieśni np. "Jezus zbawił mnie", "Jezus jest mym Panem", posłuszeństwo przykazaniom Dekalogu itp. I dzięki Bogu za tą niekonsekwencję! ;) Ps 22:11; Ps 71:5-6, Ps 8:3.
Pawel Bartosik: Zbigniew, aby zrozumieć tą odpowiedź należy wrócić do 1 Mj 17 i przypomnieć sobie Z KIM Bóg zawarł przymierze, KOMU miał być udzielany duchowy znak tego przymierza i JAKIE były (oraz kogo dotyczyły) obietnice. Potem zachęcam do przeczytania Galacjan 3-4 i odpowiedzi na pytania : czy ono nadal obowiązuje i kto jest jego spadkobiercą? W sumie to bardzo proste :)
Pawel Bartosik: Robert, "Sprawiedliwy mój z wiary żyć będzie" to zasada obowiązująca od Księgi Rodzaju, a nie od Listu do Rzymian. I w niczym Bogu nie przeszkadzała i nadal nie przeszkadza aby włączać dzieci do Jego Ludu, traktując jako Jego część (a nie" Egiptu"). Ja chcę naśladować Abrahama i nadawać - podobnie jak on - mojemu potomstwu znak usprawiedliwienia z wiary pieczętując fakt, że i one są uczestnikami przymierza oraz obietnicy. A Ty ? ;)
Szymon Kołdys: Paweł, miałem na myśli to że chrzczenie dzieci zupełnie nic nie wnosi dla nich czego by nie miały będąc nieochrzczonymi. Niekonsekwencja Roberta, jak to ująłeś, jest obrazem 'uświęcania poganina' który poznając przymierze, usprawiedliwienie i Mesjasza, ma możliwość właściwie je zawrzeć, czyli odpowiedzieć wiarą.
Pawel Bartosik: Nasze chodzenie w wierze polega, że powinniśmy wierzyć Bożym stwierdzeniom nt. dzieci takim jak 1 Mj 17:7; Ps 22:11; Ps 71:5-6, Ps 8:3 bardziej niż własnym, często "oświeceniowym" (zracjonalizowanym) definicjom wiary. Bóg nazywa dzieci Swojego Ludu "moim Ludem", nie zastępujmy Bożych świadectw ludzkimi ("powiedz mi kiedy poznałeś Jezusa", "kiedy zrozumiałeś, że jesteś grzesznikiem zmierzającym do piekła" itp.).
Pawel Bartosik: Szymon, masz rację, ale TYLKO w tym sensie, że to nie chrzest gwarantuje komukolwiek życie wieczne. Natomiast w każdym innym sensie mylisz się. Nawet w kościele baptystów chrzest "otwiera" drogę do wielu błogosławionych i dobrych rzeczy: członkostwa i prawa do głosowania, udziału w Wieczerzy Pańskiej, ślubu z inną ochrzczoną w wieku dorosłym osobą, ordynacji pastorskiej w kościele baptystycznym itp. Chyba nie powiesz, że są to NIC nie wnoszące rzeczy.
Szymon Kołdys: denominacyjne regulacje nie są absolutem, zresztą baptyści starają się chrzcić świadomych swej wiary, bez której, twym językiem mówiąc, owe dobre rzeczy są biletem do piekła, nawet dla ochrzczonych.
Marek Kmiec: Robert, mój pies (naprawdę: moja suka) też mnie lubiała i mi ufała. Tylko, że jest różnica między nią a ludźmi. :) :)
Pawel Bartosik: Szymon - tak, ponieważ wiara jest sposobem w jaki przyjmujemy dobre rzeczy od Boga. Bez niej słuchanie Słowa Bożego, członkostwo w kościele itp. będą dla nas przekleństwem, a nie błogosławieństwem. Czy to oznacza, że słuchanie Słowa, członkostwo w kościele, bycie ochrzczonym, udział w Wieczerzy Pańskiej to puste i nic nie znaczące formy, które nie mają żadnego wpływu na naszą więź z Bogiem, zachętę, duchowy wzrost? Oczywiście, że nie!
Szymon Kołdys: Paweł, przyjmując Twoją optykę, można dojść do wniosku że im więcej (katolicy nazywają środki łaski, to co wymieniłeś) tym lepiej. Czyli im więcej słuchania, im więcej wierczerzy, im więcej chrztów tym więcej środków łaski dla człowieka. Fakt natomiast jest taki że nawet katolicy nie chrzczą tych samych ludzi co niedziela,żeby im dodać środków łaski wpływajcych na więź z Bogiem. Myślę że wynika to z tego, że "Bogu się upodobało zbawić ludzi przez głupie zwiastowanie" (a nie poprzez chrzczenie czy wieczerzę), dlatego zwiastowania nie można postawić na tej samej płaszczyźnie na ktorej jest wieczerza i chrzest. Myślę, że ta "mojsza" nie burzy za bardzo "twojszej" racji. Wesołych Świąt!
Pawel Bartosik: No coś Ty :) "Im więcej tym lepiej" to bzdurka :) Ilość i częstotliwość udzielanych sakramentów (ustanowień Pańskich) wierzę, że jest określona w Piśmie Św.: chrzest raz w życiu, Wieczerza co tydzień na niedzielnym nabożeństwie. Natomiast nie są one żadną korzyścią dla kogokolwiek kto nie odpowiada na nie z wiarą. Tak jak zwiastowane Słowo nie przynosi żadnej korzyści - jeśli wchodzi jednym uchem, a wylatuje drugim. Ważne jest natomiast, jak sądzę, by zarówno na głoszone Słowo, jak i na sakramenty spojrzeć jako na BOŻE środki i narzędzia, a nie ludzkie. Co do wyższości zwiastowania nad sakramentami, to nie oddzielałbym tego co Bóg złączył. Sakramentowi powinno towarzyszył zwiastowane Słowo i znam parę osób, które nawróciły się do Boga podczas jego sprawowania ("ilekroć ten chleb jecie, a z kielicha tego pijecie śmierć Pańską zwiastuj(e)cie aż przyjdzie"). My każdej Ndz zwiastujemy Słowo przy okazji kazania i komunii. Przy okazji chrztu również - gdy ma miejsce.
Pawel Bartosik: Swoją drogą, mam Szymon wrażenie, że w baptystycznej teologii sakramenty to trochą taka niechciana konieczność, z którą nie za bardzo wiadomo co zrobić (przykład: częstotliwość Wieczerzy). No bo skoro pamiętać o Jezusie można na wiele różny...ch sposobów, podobnie jak wyznawać wiarę, to Wieczerza i Chrzest stają się jedynie "obowiązkiem" ("bo Pan tak przykazał"), ale nie za bardzo wiadomo dlaczego je sprawujemy. Dlatego częściej się mówi czego sakramenty NIE DAJĄ, niż o tym DLACZEGO Bóg nam je dał i jakie mamy z nich duchowe KORZYŚCI. To zubożanie bogactw i błogosławieństw Bożych darów. Również radosnego świętowania urodzin Króla!
Szymon Kołdys: No właśnie, wcale nie sądziłem, że uważasz że "im więcej to lepiej", częstotliwości są określone (są też baptystyczne kościoły gdzie co tydzień jest wieczerza, jak wiesz nie jest to wpisane w "baptystyczną teologię", tak samo jak nie ma takiej samej w każdym kościele "baptystycznej" liturgii, są jedynie z grubsza biorąc te same elementy w porządku nabożeństwa).
W moim rozumieniu Słowa, wieczerza i chrzest skierowana są do uczniów Chrystusa. Chrzest przede wszystkim wyraża ze strony ucznia jego "zjednoczenie w śmierci i zmartwychwstaniu z Chrystusem", czyli jego widzialna akceptacja poselstwa ewangelii, a uczestnictwo w wieczerzy jest przede wszystkim a) wyrazem jego pozostawania we wspólnocie z Kościołem (tych którzy są odrodzeni), b) świadectwem (zwiastowaniem) że ma swój udział w Chrystusie (niem. Teilhaben), w Jego życiu, śmierci, poselstwie, zmartwychwstaniu, że przyjmuje w naśladowaniu Jego postawę w życiu osobistym i społecznym (wobec bliźniego); świadectwem nowego życia "dla Boga" w oparciu o dzieło odkupienia Jezusa. Może to nie pasować pod definicję "Sakramentów" i ja raczej tych ustanowień tak nie nazywam, historyczne obciążenie słowa jest zbyt duże moim zdaniem. Ex opere operato -- także się wysłużyło. Słowo jest zwiastowane przy okazji chrztów i wieczerzy i Ono ma moc jeśli Bóg zechce, przemieniać ludzi. Apostoł Paweł nie rozpoczynał swych misji od chrztów i wieczerzy tylko od zwiastowania, dlatego Słowo jest Bożym głosem do niewierzących (wezwaniem do upamiętania) i do wierzących (proces uczniostwa, który wymaga poznawania Objawienia).
Moim zdaniem istnieje dość realna możliwość "polegania na sakramentach" - odprawiłem/uczestniczyłem w sakramencie, więc przed Bogiem jestem ok.
Duchową korzyścią płynącą z nich dla człowieka jest ich absolutne zwracanie uwagi na Chrystusa i Jego dzieło jako fundament zbawienia - a więc łaska, wiara, usprawiedliwienie, miłość Boża wszystko razem zwiastowane w ustanowieniach - żeby człowiek nie zapomniał od kogo czerpie tożsamość, nie odwrócił się i nie zaczął iść swoją drogą polegając na sobie. Wracając do przymierza jako podstawy przeprowadzania chrztu niemowlaków, niejaki Heschel - filozof żydowski, rabin, mistyk --polecam -- zauważa że określenie "Bóg Abrahama, Izaaka, Jakuba" wskazuje na to że każde pokolenie samodzielnie musi podążać za Bogiem. Ciekawa obserwacja, odkrywcza i oczywista jakoś niezwykle.
Reasumując, chrzest dzieci (niemowląt), nie ma w moich oczach uzasadnienia w realiach Nowego Przymierza przypieczętowanego ciałem i krwią Chrystusa.
Miałem już ci nie odpowiadać, ale coś mnie podkusiło, na pewno nie po to by 'wszczynać jatkę ' o sprawy, które chyba niewielu ludzi interesują. Mam wrażenie, że znamy już swoje argumenty i wystarczy mnożenia słów. Jeszcze raz pozdrawiam.
Pawel Bartosik: Oczywiście, że jest możliwość popełnienia błędu polegania na sakramentach! To jednak nie powinno nas zwalniać od ich sprawowania i przywrócenia biblijnego znaczenia. Zarówno wyolbrzymianie (KK), jak i minimalizowanie, zubożanie (zwykła pamiątka) są dwiema skrajnościami, których nie widzę w Piśmie Św. Sakramentalny posiłek z Chrystusem nigdy nie jest ani gwarancją zbawienia, ani zwykłym symbolem.
Jasne, że każde pokolenie musi samodzielnie podążać za Bogiem. Nikt temu nie przeczy. Rozmawiamy o tym czy kolejne pokolenia mamy prowadzić do Chrystusa (wedle Jego instrukcji) traktując nasze dzieci jako Jego małych uczniów czy jako małych pogan, dzieci ciemności - niezależnych decydentów.
Chrzest niemowląt wiąże się bowiem z pytaniami:
1. Czy początki naszej wiary upatrujemy w Ew. Mateusza czy w Ks. Rodzaju? Jeśli to drugie to powinniśmy oczekiwać, że NT wskaże na drastyczną zmianę jeśli chodzi o pozycję dzieci w przymierzu. Jednak nie tylko NT nic takiego nie mówi, ale potwierdza, że są częścią Ludu Odkupionego, a nie "sympatykami" lub "outsaiderami".
2. Kim od samego początku Pisma są dla Boga dzieci Jego Ludu? Kiedy i z jakiego powodu rzekomo coś się tu zmieniło? NT mówiąc o zmianie jeśli chodzi o uczestników przymierza wskazuje, że jest ono SZERSZE w zakresie niż SP. Przyczyną jest włączenie do przymierza pogan, a nie wyłącznie dzieci (Ef 2:11-22, Rzymian 11).
3. Czy nasze dzieci powinniśmy traktować jak małych uczniów Chrystusa czy małych uczniów szatana? Biblia nie mówi bowiem bo "neutralności".
4. Dlaczego NT naucza o możliwości złamania Nowego Przymierza? Np. Rzym 11, Hbr 10,29, Hbr 3,12, Hbr 6,3nn, Jn 15, Gal 5:4 ?
Pawel Bartosik: Nie wiem ilu jest ludzi, których interesuje nauczanie Pisma Św. i pełnienie woli Bożej. To jednak nie powinno nas powstrzymywać ani zniechęcać. Znam sporo osób, które w wyniku tego typu dyskusji zaczęli bardziej wnikliwie czytać Biblię i weryfikowali swoje poglądy. Niestety nawet dla wielu protestantów spuścizna, teologia i argumentacja reformatorów (np. polemika Kalwina i Lutra z anabaptystami) jest całkowicie nieznana. Wystarczy im sprzeciw wobec sakramentalizmu KK i kilka wersetów z NT mówiących o chrzcie dorosłych (nie będących wcześniej chrzczonych). 3m się
Więcej art. o chrzcie znaleźć można tu oraz tu
środa, 29 grudnia 2010
Niby mało, a tak WIELE!
Wczoraj nasza Zuzia dostała paczkę świąteczną od dzieci z jej klasy w chrześcijańskiej Szkole im. Króla Dawida w Poznaniu gdzie jest zapisana. Były kartki z życzeniami i ciepłymi słowami od dzieci, pani Basi (wychowawczyni) oraz drobne prezenciki! SERCE ROŚCIE!
Dziś cały poranek i przedpołudnie Zuzia pisała listy i robiła rysunki w dowód wdzięczności. Wspólnie postanowiliśmy, że będziemy imiennie modlili się o każdą osobę z jej klasy oraz o panią Basię.
Dziś cały poranek i przedpołudnie Zuzia pisała listy i robiła rysunki w dowód wdzięczności. Wspólnie postanowiliśmy, że będziemy imiennie modlili się o każdą osobę z jej klasy oraz o panią Basię.
wtorek, 28 grudnia 2010
Nawet po 12 latach nie jest za późno - kazanie w mp3
Tutaj możecie odsłuchać lub ściągnąć kazanie (z którejś listopadowych niedziel podczas naszego nabożeństwa) z Ew. Łukasza 8:40nn pt. "Nawet po 12 latach nie jest za późno".
Ratujmy karpie... przed okrutną śmiercią w stawie
Jeszcze o wigilijnym karpiu. Oto co na ten temat napisał Janusz Korwin-Mikke w Gazecie Polskiej.
Czy możesz to sobie wyobrazić? Ja wiem, że to trudne... Owszem: wiemy, jak szlachetkę spod Sandomierza, Michała Piekarskiego, szarpano rozpalonymi szczypcami na sztuki za zamach na króla Zygmunta – ale to jednak co innego. Co innego, niż być żywcem pożeranym. Gdy ostre zęby wyrywają ci kawał mięsa z brzucha – a potem następny kęs z grzbietu. A potem czekasz, czekasz – kiedy znów pojawią się te zębiska. I znów ten straszny ból. Gdy wreszcie zdajesz sobie sprawę, że to już będzie koniec, że nie masz szans ucieczki i przeżycia – ale czeka cię jeszcze męka wydzierania kolejnych kawałków ciała. Tak długo, aż litościwa śmierć ostatecznie odbierze ci czucie.
Straszne są te zęby... Czekają w każdym stawie, w którym pływają szczupaki.
I dlatego jedząc na Wigilię karpia, któremu zgrabnie obcięto głowę ostrym nożem, pamiętaj: najprawdopodobniej oszczędzasz mu właśnie tego strasznego losu!
Pamiętaj: nie wypuść go przypadkiem do jakiejś rzeki czy stawu!
Czy możesz to sobie wyobrazić? Ja wiem, że to trudne... Owszem: wiemy, jak szlachetkę spod Sandomierza, Michała Piekarskiego, szarpano rozpalonymi szczypcami na sztuki za zamach na króla Zygmunta – ale to jednak co innego. Co innego, niż być żywcem pożeranym. Gdy ostre zęby wyrywają ci kawał mięsa z brzucha – a potem następny kęs z grzbietu. A potem czekasz, czekasz – kiedy znów pojawią się te zębiska. I znów ten straszny ból. Gdy wreszcie zdajesz sobie sprawę, że to już będzie koniec, że nie masz szans ucieczki i przeżycia – ale czeka cię jeszcze męka wydzierania kolejnych kawałków ciała. Tak długo, aż litościwa śmierć ostatecznie odbierze ci czucie.
Straszne są te zęby... Czekają w każdym stawie, w którym pływają szczupaki.
I dlatego jedząc na Wigilię karpia, któremu zgrabnie obcięto głowę ostrym nożem, pamiętaj: najprawdopodobniej oszczędzasz mu właśnie tego strasznego losu!
Pamiętaj: nie wypuść go przypadkiem do jakiejś rzeki czy stawu!
poniedziałek, 27 grudnia 2010
Po czterech miesiącach edukacji domowej... - rozmowa ze mną o homeschoolingu
Na stronie poświęconej edukacji domowej (edukacjadomowa.piasta.pl) można znaleźć rozmowę, którą przeprowadziła ze mną jej autorka - Natalia Dueholm na temat homeschoolingu właśnie.
Czy może się Pan podzielić wrażeniami z początków edukacji domowej w swojej rodzinie?
O samej edukacji domowej zaczęliśmy myśleć już kilka lat temu, gdy nasza najstarsza córka Zuzia była małym berbeciem. Był to okres, w którym intensywnie poznawaliśmy czym jest edukacja domowa od strony teoretycznej - jeździliśmy na konferencje, czytaliśmy książki, rozmawialiśmy z rodzinami (głównie amerykańskimi) uczącymi domowo. Mieliśmy więc sporo czasu na przemyślenie tematu, zapoznanie się ze środowiskiem homeschoolersów w USA i w Polsce, podjęcie decyzji. Przyznam, że nie była ona dla nas trudna, szczególnie w kontekście jednorocznego doświadczenia z zerówką w szkole publicznej, do której uczęszczała nasza córka w ostatnim roku.
Całość rozmowy
Czy może się Pan podzielić wrażeniami z początków edukacji domowej w swojej rodzinie?
O samej edukacji domowej zaczęliśmy myśleć już kilka lat temu, gdy nasza najstarsza córka Zuzia była małym berbeciem. Był to okres, w którym intensywnie poznawaliśmy czym jest edukacja domowa od strony teoretycznej - jeździliśmy na konferencje, czytaliśmy książki, rozmawialiśmy z rodzinami (głównie amerykańskimi) uczącymi domowo. Mieliśmy więc sporo czasu na przemyślenie tematu, zapoznanie się ze środowiskiem homeschoolersów w USA i w Polsce, podjęcie decyzji. Przyznam, że nie była ona dla nas trudna, szczególnie w kontekście jednorocznego doświadczenia z zerówką w szkole publicznej, do której uczęszczała nasza córka w ostatnim roku.
Całość rozmowy
środa, 22 grudnia 2010
Radosnego świętowania Urodzin Króla!
Dziś wraz z rodziną wyjeżdżamy na czas Świąt do Chodzieży (wracamy w Niedzielę rano na nabożeństwo świąteczne). Niniejszym wszystkim czytelnikom składam serdeczne życzenia świąteczne! Radosnego świętowania Urodzin Króla!
Czy jesteś wyznawcą religii "Wielkiego Wybuchu"?
Teorii "Wielkiego Wybuchu" bliżej do wierzenia o charakterze religijnym niż nauki. Tego typu teorie powstania świata i życia mają wyłącznie religijne, nie zaś naukowe podłoże. Niewiele wspólnego z nauką ma wiara, że świat powstał i wyewoluował z atomu lub materii. Nikt w naukowy sposób nie wyjaśnił jak dotąd skąd się ona wzięła?! Jakie było źródło energii potrzebnej do "Wielkiego Wybuchu"? Oczywiście niewielu jego zwolenników to interesuje. Wystarczy wiara, że tak było bo na tym dogmacie można budować wyjaśnienia na temat pochodzenia życia – wykluczające istnienie Stwórcy. I o to przecież chodzi! "Big Bang" jest więc teorią, która w rękach naturalistów jest narzędziem wypierania chrześcijaństwa i Boga jeśli chodzi o wyjaśnienia na temat pochodzenia świata i życia w nim.
Zobaczmy w skrócie jak to wg niektórych wyglądało: ok. 14 mld lat temu (inni mówią 14 mld, 18 mld itp.) był Wielki Wybuch. "Coś" lub "nic" eksplodowało i stworzyło wszystko. Nikt tego nie zaobserwował. Nikt nie wie w jaki sposób miało to miejsce. Nikt nie posiada dowodów na to co się wtedy stało. Proszę uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie: czy to jest nauka? Czy to chociaż ociera się o pojęcie nauki?! Idźmy dalej: 4,6 mld lat temu ziemia zastygła tworząc twardą skorupę. Deszcz padał kilka milionów lat i zmienił wszystko w "zupę". "Zupa" ożyła 3 mld lat temu. Ta pierwsza forma życia znalazła sobie partnera, coś do jedzenia i powoli ewoluowała do obecnej formy.
Proszę mi nie mówić, że to jest nauka! Zwolennicy powyższych wyjaśnień są ludźmi wielkiej wiary, wyznawcami bardzo ciekawej oraz egzotycznej religii. Różnica między ich, a moją religią polega na tym, że propaganda założeń tej pierwszej jest finansowana z funduszy Unii Europejskiej (a więc m.in. z pieniędzy odebranych zwolennikom drugiej religii).
Podsumowaniem niech będą słowa Sir Freda Hoyle - brytyjskiego astronoma, kosmologa i astrofizyka teoretycznego, który powiedział: „Prawdopodobieństwo, że wyższe formy życia mogły powstać spontanicznie można przyrównać do prawdopodobieństwa, że tornado przechodzące przez śmietnik mogłoby złożyć Boeninga 747 z materiałów tam się znajdujących”.
Zobaczmy w skrócie jak to wg niektórych wyglądało: ok. 14 mld lat temu (inni mówią 14 mld, 18 mld itp.) był Wielki Wybuch. "Coś" lub "nic" eksplodowało i stworzyło wszystko. Nikt tego nie zaobserwował. Nikt nie wie w jaki sposób miało to miejsce. Nikt nie posiada dowodów na to co się wtedy stało. Proszę uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie: czy to jest nauka? Czy to chociaż ociera się o pojęcie nauki?! Idźmy dalej: 4,6 mld lat temu ziemia zastygła tworząc twardą skorupę. Deszcz padał kilka milionów lat i zmienił wszystko w "zupę". "Zupa" ożyła 3 mld lat temu. Ta pierwsza forma życia znalazła sobie partnera, coś do jedzenia i powoli ewoluowała do obecnej formy.
Proszę mi nie mówić, że to jest nauka! Zwolennicy powyższych wyjaśnień są ludźmi wielkiej wiary, wyznawcami bardzo ciekawej oraz egzotycznej religii. Różnica między ich, a moją religią polega na tym, że propaganda założeń tej pierwszej jest finansowana z funduszy Unii Europejskiej (a więc m.in. z pieniędzy odebranych zwolennikom drugiej religii).
Podsumowaniem niech będą słowa Sir Freda Hoyle - brytyjskiego astronoma, kosmologa i astrofizyka teoretycznego, który powiedział: „Prawdopodobieństwo, że wyższe formy życia mogły powstać spontanicznie można przyrównać do prawdopodobieństwa, że tornado przechodzące przez śmietnik mogłoby złożyć Boeninga 747 z materiałów tam się znajdujących”.
wtorek, 21 grudnia 2010
Wielki Wybuch jako triumf... "metody naukowej" ?!
Kilka tygodni temu przy ulicach Gdańska pojawiły się wielkie billboardy reklamujące otwarcie nowoczesnego Centrum Nauki "Kopernik" w Warszawie. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie wielki napis "Wielki Wybuch", który jak sądziłem jest hasłem reklamowym odnoszącym się do otwarcia centrum (choć kiepskim biorąc pod uwagę, że reklamował poważne naprawdę naukowe centrum). Wszedłem na stronę reklamującą otwarcie: http://www.wielkiwybuch.eu/ i zostałem wyprowadzony z błędnego przeświadczenia. Zobaczcie sami. Oto fragment artykułu Aleksandra Wittlina - "Wielki Wybuch jako triumf metody naukowej" (sic!).
"Przez 'Wielki Wybuch' rozumiemy zjawisko fizyczne powstania Wszechświata. Według aktualnego stanu wiedzy, opartego na obserwacjach astronomicznych, prawach fizyki, modelach komputerowych i dedukcji, historia Wszechświata rozpoczęła się mniej więcej czternaście miliardów lat temu. Nie znamy przyczyny Wielkiego Wybuchu, a nawet nie wiemy, czy pytanie o taką przyczynę ma sens. W momencie Wielkiego Wybuchu Wszechświat był nieskończenie mały, nieskończenie gęsty i charakteryzował się nieskończenie wysoka temperaturą. Jednocześnie powstały przestrzeń i czas. Uważamy, że od tego momentu Wszechświat zaczął rozszerzać się i stygnąć. Nie wiemy, jak dokładnie przebiegały procesy fizyczne zaraz po nim, a opis zjawisk fizycznych, które zachodziły we Wszechświecie w ciągu pierwszej femtosekundy (10-15 sek.) jego istnienia stanowi obecnie jedno z największych wyzwań fizyki".
Gorąco polecam całość
1. Widzicie to? Historia świata rozpoczęła się "mniej więcej czternaście miliardów lat temu" i są to dane oparte na "obserwacjach astronomicznych, prawach fizyki, modelach komputerowych i dedukcji". Bardzo chciałbym je poznać i usłyszeć odpowiedź na pytanie: dlaczego 14 mld lat temu, a nie 16,5 lub dlaczego nie 12? Wedle jakich badań i narzędzi to stwierdzono?
2. Wielki Wybuch to fakt. Nie wiedzieliście o tym?! :) Niewiadomą jest natomiast jego przyczyna. Co więcej: "nie wiemy, czy pytanie o taką przyczynę ma sens". Bardzo neutralne światopoglądowo stwierdzenia, prawda? Ważne by wierzyć w Wielki Wybuch, a już odpowiedź na pytanie: czy świat powstał w wyniku stwórczego aktu Boga czy samoistnie i przypadkowo - nie ma wielkiego znaczenia. Nic, tylko zaufać "badaniom" i "dogmatom" tego typu naukowców.
3. "W momencie Wielkiego Wybuchu Wszechświat był nieskończenie mały, nieskończenie gęsty i charakteryzował się nieskończenie wysoka temperaturą". No proszę. Jakimi metodami to zmierzono? Ktoś przeniósł się 14 miliardów lat wstecz Wehikułem Czasu? A może poczyniono jakieś założenia - wzięte "na wiarę"?
4. "Uważamy, że od tego momentu Wszechświat zaczął rozszerzać się i stygnąć". No, w końcu jakieś "uważamy". A wszystko wyglądało tak obiektywnie i naukowo ;-)
5. "Nie wiemy, jak dokładnie przebiegały procesy fizyczne zaraz po nim, a opis zjawisk fizycznych, które zachodziły we Wszechświecie w ciągu pierwszej femtosekundy (10-15 sek.) jego istnienia stanowi obecnie jedno z największych wyzwań fizyki". Zastanawiające. Nie wiemy co się działo po Wielkim Wybuchu ponieważ nie jesteśmy w stanie tego zbadać, ale wiemy co było wcześniej i jak wyglądał Wszechświat w momencie Wielkiego Wybuchu! Nasza niewiedza o tym co było później nie może wszak podważyć dogmatu, że takie wydarzenie naprawdę miało miejsce w historii!
Poprzestałem na komentarzach tylko początkowych zdań z artykułu o Wielkim Wybuchu. Wkrótce napiszę nieco więcej refleksji nt. rzekomej "naukowości" tej teorii.
Wracając do początku tego posta: samo Centrum Nauki "Kopernik" wydaje się być bardzo ciekawe, ekscytujące poznawczo. Zajrzyjcie TU. Zapewne będąc w Warszawie odwiedzę je wraz z moją rodziną. Po co jednak mieszać do tego ateistyczne dogmaty ośmieszające poważne, rzetelne odkrycia i wynalazki naukowe.
"Przez 'Wielki Wybuch' rozumiemy zjawisko fizyczne powstania Wszechświata. Według aktualnego stanu wiedzy, opartego na obserwacjach astronomicznych, prawach fizyki, modelach komputerowych i dedukcji, historia Wszechświata rozpoczęła się mniej więcej czternaście miliardów lat temu. Nie znamy przyczyny Wielkiego Wybuchu, a nawet nie wiemy, czy pytanie o taką przyczynę ma sens. W momencie Wielkiego Wybuchu Wszechświat był nieskończenie mały, nieskończenie gęsty i charakteryzował się nieskończenie wysoka temperaturą. Jednocześnie powstały przestrzeń i czas. Uważamy, że od tego momentu Wszechświat zaczął rozszerzać się i stygnąć. Nie wiemy, jak dokładnie przebiegały procesy fizyczne zaraz po nim, a opis zjawisk fizycznych, które zachodziły we Wszechświecie w ciągu pierwszej femtosekundy (10-15 sek.) jego istnienia stanowi obecnie jedno z największych wyzwań fizyki".
Gorąco polecam całość
1. Widzicie to? Historia świata rozpoczęła się "mniej więcej czternaście miliardów lat temu" i są to dane oparte na "obserwacjach astronomicznych, prawach fizyki, modelach komputerowych i dedukcji". Bardzo chciałbym je poznać i usłyszeć odpowiedź na pytanie: dlaczego 14 mld lat temu, a nie 16,5 lub dlaczego nie 12? Wedle jakich badań i narzędzi to stwierdzono?
2. Wielki Wybuch to fakt. Nie wiedzieliście o tym?! :) Niewiadomą jest natomiast jego przyczyna. Co więcej: "nie wiemy, czy pytanie o taką przyczynę ma sens". Bardzo neutralne światopoglądowo stwierdzenia, prawda? Ważne by wierzyć w Wielki Wybuch, a już odpowiedź na pytanie: czy świat powstał w wyniku stwórczego aktu Boga czy samoistnie i przypadkowo - nie ma wielkiego znaczenia. Nic, tylko zaufać "badaniom" i "dogmatom" tego typu naukowców.
3. "W momencie Wielkiego Wybuchu Wszechświat był nieskończenie mały, nieskończenie gęsty i charakteryzował się nieskończenie wysoka temperaturą". No proszę. Jakimi metodami to zmierzono? Ktoś przeniósł się 14 miliardów lat wstecz Wehikułem Czasu? A może poczyniono jakieś założenia - wzięte "na wiarę"?
4. "Uważamy, że od tego momentu Wszechświat zaczął rozszerzać się i stygnąć". No, w końcu jakieś "uważamy". A wszystko wyglądało tak obiektywnie i naukowo ;-)
5. "Nie wiemy, jak dokładnie przebiegały procesy fizyczne zaraz po nim, a opis zjawisk fizycznych, które zachodziły we Wszechświecie w ciągu pierwszej femtosekundy (10-15 sek.) jego istnienia stanowi obecnie jedno z największych wyzwań fizyki". Zastanawiające. Nie wiemy co się działo po Wielkim Wybuchu ponieważ nie jesteśmy w stanie tego zbadać, ale wiemy co było wcześniej i jak wyglądał Wszechświat w momencie Wielkiego Wybuchu! Nasza niewiedza o tym co było później nie może wszak podważyć dogmatu, że takie wydarzenie naprawdę miało miejsce w historii!
Poprzestałem na komentarzach tylko początkowych zdań z artykułu o Wielkim Wybuchu. Wkrótce napiszę nieco więcej refleksji nt. rzekomej "naukowości" tej teorii.
Wracając do początku tego posta: samo Centrum Nauki "Kopernik" wydaje się być bardzo ciekawe, ekscytujące poznawczo. Zajrzyjcie TU. Zapewne będąc w Warszawie odwiedzę je wraz z moją rodziną. Po co jednak mieszać do tego ateistyczne dogmaty ośmieszające poważne, rzetelne odkrycia i wynalazki naukowe.
poniedziałek, 20 grudnia 2010
Dyskusja z facebooka o Bożym Narodzeniu
Poniżej zamieszczam wymianę z facebooka, którą miałem ok. 2,5 tygodnia temu z pewnym szczerym chrześcijaninem. Zaczęło się od wróżbiarstwa, skończyło zaś na świętowaniu Bożego Narodzenia. Wydała mi się na tyle ciekawa, że postanowiłem podzielić się z wami tym dwugłosem w dyskusji. Wybaczcie brak polskich znaków. Tekst wrzucam w takiej formie, w jakiej pojawił się oryginalnie na facebooku.
Status Jeremiego Tkaczyka: "Zabawa we wróżbiarstwo jest jak zabawa w zdradzanie żony lub męża".
Pawel Bartosik To chyba zależy czy "bawimy się" np. w lanie do wody wosku czy traktujemy to jako coś więcej niż zabawę. Jeśli mówimy zaś o "wróżbiarstwie" to na pewno jest to groźne bo prawdziwi wróżbici (nie mówię o zwykłych oszustach naciągających naiwnych) OD KOGOŚ tą wiedzę mają i z KIMŚ się naprawdę kontaktują. Jak myślicie: z kim?
Dawid Tabor nie wazne jak to traktujemy, jesli zrodlo ma swoje praktyki w okultyzie lub wrozbiarstwie to takczy siak dziala na nas to zle, i wplywa na swiat duchowy.
Pawel Bartosik Co ma źródło w okultyzmie? Lanie wosku do wody? To żart, prawa? Niektórzy w podobny sposób traktują stawianie choinki w Święta (bo poganie czcili drzewka) lub zapalanie zniczy na cmentarzu (bo robili to poganie wierząc, że płomień oświetla drogę duchowi zmarłego). Nie dajmy się zwariować :)
Dawid Tabor to nie jest przesada, to wlasnie ma zrodlo w okultymie i jest grozne, wiem sam bo z okultyzmu mnie Bog wyciagnal, i to glebokiego, niektorym moze sie wdawac ze to jest tylko zabawa, ale tak nie jest. Tak samo jest z 25 grudnia, w zadnej ewangeli nie ma napisane kiedy sie Jezus urodzil, 25 grudnia to narodziny boga slonca, i kazdy mysli ze obchodzi urodziny Boga, a tak naprawde jest oszukiwany. Nie daj sie zwiesc.
Pawel Bartosik :-) A wiesz, że niedzielę poganie czcili jako Dzień Słońca stąd z ang. "Sun Day". Mam nadzieję, że nie chodzisz do kościoła w niedzielę bo to byłby powrót do pogańskich wierzeń. Polecam Ci stronę www.SwietaBezSzopki i dział "Obrona Bożego Narodzenia". Tam znajdziesz więcej odpowiedzi na tego typu argumentację oraz biblijną obronę Świąt.
Dawid Tabor Chodze w niedziele nie dlatego ze kosciol katoicki tak nakazal tylko dlatego ze wtedy akurat wszyscy maja wolne i maja czas sie spotkac :) kosciol ma wiele odpowidzi roznych, ktore z pismem nie maja nic wspolnego, a do tego nie tluamczy caly czas dlaczego akurat w tym dniu uznali narodziny Jezusa. od pokolen do swoich doktryn wciagal poganstwo i ich zwyczaje aby dac pozor ekumeni. Wiec darujmy sobei wymowki, i spojrzmy czy powinnismy to poprostu robic ze wzgeldu na to ze jest to zaczerpniete z balwochwalstwa, a to Bogu naszemu sie nie podoba.
Pawel Bartosik Nie wierzę, że jako chrześcijanin uznajesz za wolny i chodzisz do kościoła w dzień, który poganie czcili jako Dzień Słońca.
Pawel Bartosik "nie tlumaczy caly czas dlaczego akurat w tym dniu uznali narodziny Jezusa" - tym bardziej zapraszam na www.SwietaBezSzopki.pl Ta strona m.in. dla osób takich jak Ty! :-)
Dawid Tabor wiesz, mamy 7 dni w tygodniu, i akurat nasze panstwo dalo tak ze w weekend jest akurat wolne. Po za tym, ja chodze w cwartek, i w pitake jak i w niedziele, i moj kosciol nie nakazal czcic niedzieli, wiec nie ma to znaczenia. Ale dziwne ze na 365 dni w roku akurat przypadl kosciolowi 25 grudnia jako narodziny boga,a nie inny dzien... co z historia jest nie zgodne bo pasterze wyprowadzali owce na pola miedzy marcem a pazdzienikiem, wiec jedynie tyle mozemy wiedziec na temat dni w ktorych Jezus mogl sie narodzic.
Dawid Tabor a na stronei na ktorej podales nei widze biblijnych podstaw do swietowania tego dnia... a widze w bibli wlasnie cos co jest temu przeciwne. Bo popieranie i kopiowanie tego do swojej religi jest nie zgodne z postanowieniami Bozymi.
Pawel Bartosik 1. Nie świętujemy 25 grudnia ze względu na dokładną datę urodzin Jezusa. Fakt, że tego dnia jacyś poganie uprawiali swoje modły nie jest tu żadną przeszkodą (podobnie rzecz się ma z niedzielą). Wręcz przeciwnie - dobrze się stało, że w wie...lu miejscach na świecie tego dnia wspomina się kluczowe wydarzenie w historii świata - a nie "Dzień boga Słońca" itp. Ja nie zamierzam kalendarza oddawać pogańskim świętom. Wolę - niczym Lud Boży w Piśmie - świętować ważne wydarzenia w historii zbawienia.
2. Podejrzewam, że nie przeczytałeś artykułów w dziale "Obrona Bożego Narodzenia". Na to potrzeba trochę czasu. Jeśli chciałbyś rzeczowych argumentów - poczytaj. Zobacz np. to - http://swietabezszopki.pl/szopka/140281.html Tam jest mowa o biblijnych podstawach kalendarza liturgicznego, jak i Bożego Narodzenia.
3. Lud Boży (w Starym Przymierzu) ustanawiał na pamiątkę odkupienia święta, które NIE BYŁY NAKAZANE przez Boga w Prawie. Bóg jednak to aprobował, zaś sam Jezus tych świąt przestrzegał np. Święto Hanuka (Jn 10:22-23). Chcę wstępować w Jego ślady i wspominać oraz świętować tak cudowne wydarzenie jakim było Wcielenie Drugiej Osoby Trójcy Św.
Ewa Międzobrodzka Moim zdaniem w Biblię można interpretować na wiele sposobów, to już jest sprawa indywidualna. Ale nie można naginać tego, co jest tam napisane, żeby argumentować swoje poglądy. Swoją drogą coraz bardziej ciekawią mnie przypadki skrajnego nawrócenia się z "głebokiej wody". Zdaje mi się, że wszystkie skrajności są dosyć niezdrowe i we wszystkim trzeba mieć umiar i rozsądek. A jeśli ktoś ma problemy to proponuję się skonsultować z psychologiem a nie z wróżką :]
Pawel Bartosik Ewa, 1. To, że ludzie niekiedy w dowolny sposób interpretują Biblię - nie znaczy, że mamy się z tym pogodzić jako czymś normalnym lub wskazanym. 2. Owszem, nie można argumentować z Biblią w ręku - naginając jej znaczenie. Można natomiast, a nawet powinniśmy to robić jako chrześcijanie, odwoływać się do niej przywołując jej słowa w odpowiednim kontekście i znaczeniu. Tak robił np. sam Jezus czy apostołowie. 3. Zgoda co do skrajności. Najlepiej być zrównoważonym chrześcijaninem :-) Pozdrowienia.
Dawid Tabor caly czas nie wiem dlaczego akurat 25 grudnia, byly wtedy narodziny Boga slonca, a kosciol ma cala mase jego symboli, ihs (izyda, hours, seb) na tle sloneczka, oko ra w srodku piramidy i pomnik na srodku placu watykanskiego, wzniesiony ku czci boga slonca.
Pawel Bartosik Wolałbyś aby zostawić 25 XII bogu słońca lub uważasz, że ten dzień (z powodu praktyk pogan) jest od diabła i chrześcijanom nie wolno tego dnia nic świętować?
Pawel Bartosik Ja nie zamierzam szatanowi ani pogańskim bóstwom zostawiać ani jednego dnia w roku. I cieszę się, że kościół postanowił to samo.
Dawid Tabor A wolal bys zostawic zaklecia magika, nie lepiej wrpowadzic je do pisma i tez je rzucac? troche slabe argmenty. jak dla mnie fakty sa oczywiste... jesli diabel ustanowil sobei takie narodziny to trudno w ten sam dzien swietowac urodziny Boga. Jak mowi Pawel w drugim liscie do Koryntian "co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? (15) Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem?"
Pawel Bartosik Czyli zamierzasz diabłu zostawiać świat? Na szczęście Jezus tego nie zrobił!
Dawid Tabor Jesli diabel cos wprowadza to nie mamy tego przejmowac, jest napisane wrecz przeciwnie, zeby trzymac sie od tego zdala.
Pawel Bartosik Czyli diabeł przejął 25.XII za swój i ten dzień jest jego, zaś do Boga należy tylko 364 dni w roku? Chyba, że jeszcze jakieś dni należą do diabła. Hm? Tyle, że ja w Biblii nie widzę aby jakikolwiek dzień należał do diabła. Jeśli przejmuje cokolwiek to bezprawnie i nie zamierzam mu tego zostawiać ani się temu przyglądać.
Dawid Tabor nie rozumiem czemu tak mieszasz. Zupenie nie chodzi o przejecie dnia, ale o to ze jesli wiadome jest powszechnie ze tego dnia akurat diabell zayzczyl sobie uordzin, to wg pisma jak juz podawalem my tego nie powinnismy robic, "unikajcie wszelkiego pozoru zla" jest napisane.
Dawid Tabor Ty robisz wg swojego rozumu, ja wg pisma, i ciebie tez zachecam do bardziej biblinego podejscia do zycia :)
Pawel Bartosik Jeśli tego dnia "diabeł zażyczył sobie urodzin" to zgodnie z Twoją argumentacją Bóg powinien się na to zgodzić i ustąpić. Zaś na urodziny Swego Syna szukać innego dnia. To jest to co nazywasz "robieniem wg Pisma"?! Nie sądzisz, że Jezus "rozbroił nadziemskie władze i zwierzchności, i wystawił je na pokaz, odniósłszy w nim triumf nad nimi" (Kol 2:15)? Diabeł jest bankrutem. Nie powinien mieć żadnego dnia swoich urodzin. Nie powinien mieć ani jednej setnej sekundy na jakikolwiek dzień. Nawet 25 grudnia :-)
Dawid Tabor rozbroil? to znaczy ze grzchu juz nie ma? czarow tez? to znaczy ze mozemy wizualizowac w modlitwie? medytowac? wychodzic po za cialo i zwiedzac swiat duchowy? trzymac runy w domu? uznawac talizmany? moze jeszcze brac udzial w poganskich imp...rezach balwochwalczych?
Bracie, unikaj wszelkiego pozoru zla, i nie popieraj tego co robia inni robiac cos zle, bo my mamy byc sola tej ziemi, i byc inni niz reszta swiata, a nie upodabniac sie do niego.
Ewa Międzobrodzka Dawidzie, nie znam Cię, jednak wydaję mi się, że masz jakąś negatywą wizję świata. Każdy normalny człowiek cieszy się z nadchodzących Świąt. Każdy wierzący cieszy się z Narodzin Jezusa. Nikt nie myśli o diable, tylko Ty. Jeśli nie zmienisz ...swojego nastawienia, nie będziesz mógł radośnie przeżyć Świąt, będziesz się dalej zastanawiać na powyższe tematy związane z diabłem. Może tego właśnie chce diabeł, o którym ostatnio tak dużo myślisz? Polecam wpaść do kościoła św. Mikołaja w niedzielę na 21, tam na pewno znajdziesz spokój, może coś Ci się rozjaśni w głowie :) Radosnych Świąt :)
Status Jeremiego Tkaczyka: "Zabawa we wróżbiarstwo jest jak zabawa w zdradzanie żony lub męża".
Pawel Bartosik To chyba zależy czy "bawimy się" np. w lanie do wody wosku czy traktujemy to jako coś więcej niż zabawę. Jeśli mówimy zaś o "wróżbiarstwie" to na pewno jest to groźne bo prawdziwi wróżbici (nie mówię o zwykłych oszustach naciągających naiwnych) OD KOGOŚ tą wiedzę mają i z KIMŚ się naprawdę kontaktują. Jak myślicie: z kim?
Dawid Tabor nie wazne jak to traktujemy, jesli zrodlo ma swoje praktyki w okultyzie lub wrozbiarstwie to takczy siak dziala na nas to zle, i wplywa na swiat duchowy.
Pawel Bartosik Co ma źródło w okultyzmie? Lanie wosku do wody? To żart, prawa? Niektórzy w podobny sposób traktują stawianie choinki w Święta (bo poganie czcili drzewka) lub zapalanie zniczy na cmentarzu (bo robili to poganie wierząc, że płomień oświetla drogę duchowi zmarłego). Nie dajmy się zwariować :)
Dawid Tabor to nie jest przesada, to wlasnie ma zrodlo w okultymie i jest grozne, wiem sam bo z okultyzmu mnie Bog wyciagnal, i to glebokiego, niektorym moze sie wdawac ze to jest tylko zabawa, ale tak nie jest. Tak samo jest z 25 grudnia, w zadnej ewangeli nie ma napisane kiedy sie Jezus urodzil, 25 grudnia to narodziny boga slonca, i kazdy mysli ze obchodzi urodziny Boga, a tak naprawde jest oszukiwany. Nie daj sie zwiesc.
Pawel Bartosik :-) A wiesz, że niedzielę poganie czcili jako Dzień Słońca stąd z ang. "Sun Day". Mam nadzieję, że nie chodzisz do kościoła w niedzielę bo to byłby powrót do pogańskich wierzeń. Polecam Ci stronę www.SwietaBezSzopki i dział "Obrona Bożego Narodzenia". Tam znajdziesz więcej odpowiedzi na tego typu argumentację oraz biblijną obronę Świąt.
Dawid Tabor Chodze w niedziele nie dlatego ze kosciol katoicki tak nakazal tylko dlatego ze wtedy akurat wszyscy maja wolne i maja czas sie spotkac :) kosciol ma wiele odpowidzi roznych, ktore z pismem nie maja nic wspolnego, a do tego nie tluamczy caly czas dlaczego akurat w tym dniu uznali narodziny Jezusa. od pokolen do swoich doktryn wciagal poganstwo i ich zwyczaje aby dac pozor ekumeni. Wiec darujmy sobei wymowki, i spojrzmy czy powinnismy to poprostu robic ze wzgeldu na to ze jest to zaczerpniete z balwochwalstwa, a to Bogu naszemu sie nie podoba.
Pawel Bartosik Nie wierzę, że jako chrześcijanin uznajesz za wolny i chodzisz do kościoła w dzień, który poganie czcili jako Dzień Słońca.
Pawel Bartosik "nie tlumaczy caly czas dlaczego akurat w tym dniu uznali narodziny Jezusa" - tym bardziej zapraszam na www.SwietaBezSzopki.pl Ta strona m.in. dla osób takich jak Ty! :-)
Dawid Tabor wiesz, mamy 7 dni w tygodniu, i akurat nasze panstwo dalo tak ze w weekend jest akurat wolne. Po za tym, ja chodze w cwartek, i w pitake jak i w niedziele, i moj kosciol nie nakazal czcic niedzieli, wiec nie ma to znaczenia. Ale dziwne ze na 365 dni w roku akurat przypadl kosciolowi 25 grudnia jako narodziny boga,a nie inny dzien... co z historia jest nie zgodne bo pasterze wyprowadzali owce na pola miedzy marcem a pazdzienikiem, wiec jedynie tyle mozemy wiedziec na temat dni w ktorych Jezus mogl sie narodzic.
Dawid Tabor a na stronei na ktorej podales nei widze biblijnych podstaw do swietowania tego dnia... a widze w bibli wlasnie cos co jest temu przeciwne. Bo popieranie i kopiowanie tego do swojej religi jest nie zgodne z postanowieniami Bozymi.
Pawel Bartosik 1. Nie świętujemy 25 grudnia ze względu na dokładną datę urodzin Jezusa. Fakt, że tego dnia jacyś poganie uprawiali swoje modły nie jest tu żadną przeszkodą (podobnie rzecz się ma z niedzielą). Wręcz przeciwnie - dobrze się stało, że w wie...lu miejscach na świecie tego dnia wspomina się kluczowe wydarzenie w historii świata - a nie "Dzień boga Słońca" itp. Ja nie zamierzam kalendarza oddawać pogańskim świętom. Wolę - niczym Lud Boży w Piśmie - świętować ważne wydarzenia w historii zbawienia.
2. Podejrzewam, że nie przeczytałeś artykułów w dziale "Obrona Bożego Narodzenia". Na to potrzeba trochę czasu. Jeśli chciałbyś rzeczowych argumentów - poczytaj. Zobacz np. to - http://swietabezszopki.pl/szopka/140281.html Tam jest mowa o biblijnych podstawach kalendarza liturgicznego, jak i Bożego Narodzenia.
3. Lud Boży (w Starym Przymierzu) ustanawiał na pamiątkę odkupienia święta, które NIE BYŁY NAKAZANE przez Boga w Prawie. Bóg jednak to aprobował, zaś sam Jezus tych świąt przestrzegał np. Święto Hanuka (Jn 10:22-23). Chcę wstępować w Jego ślady i wspominać oraz świętować tak cudowne wydarzenie jakim było Wcielenie Drugiej Osoby Trójcy Św.
Ewa Międzobrodzka Moim zdaniem w Biblię można interpretować na wiele sposobów, to już jest sprawa indywidualna. Ale nie można naginać tego, co jest tam napisane, żeby argumentować swoje poglądy. Swoją drogą coraz bardziej ciekawią mnie przypadki skrajnego nawrócenia się z "głebokiej wody". Zdaje mi się, że wszystkie skrajności są dosyć niezdrowe i we wszystkim trzeba mieć umiar i rozsądek. A jeśli ktoś ma problemy to proponuję się skonsultować z psychologiem a nie z wróżką :]
Pawel Bartosik Ewa, 1. To, że ludzie niekiedy w dowolny sposób interpretują Biblię - nie znaczy, że mamy się z tym pogodzić jako czymś normalnym lub wskazanym. 2. Owszem, nie można argumentować z Biblią w ręku - naginając jej znaczenie. Można natomiast, a nawet powinniśmy to robić jako chrześcijanie, odwoływać się do niej przywołując jej słowa w odpowiednim kontekście i znaczeniu. Tak robił np. sam Jezus czy apostołowie. 3. Zgoda co do skrajności. Najlepiej być zrównoważonym chrześcijaninem :-) Pozdrowienia.
Dawid Tabor caly czas nie wiem dlaczego akurat 25 grudnia, byly wtedy narodziny Boga slonca, a kosciol ma cala mase jego symboli, ihs (izyda, hours, seb) na tle sloneczka, oko ra w srodku piramidy i pomnik na srodku placu watykanskiego, wzniesiony ku czci boga slonca.
Pawel Bartosik Wolałbyś aby zostawić 25 XII bogu słońca lub uważasz, że ten dzień (z powodu praktyk pogan) jest od diabła i chrześcijanom nie wolno tego dnia nic świętować?
Pawel Bartosik Ja nie zamierzam szatanowi ani pogańskim bóstwom zostawiać ani jednego dnia w roku. I cieszę się, że kościół postanowił to samo.
Dawid Tabor A wolal bys zostawic zaklecia magika, nie lepiej wrpowadzic je do pisma i tez je rzucac? troche slabe argmenty. jak dla mnie fakty sa oczywiste... jesli diabel ustanowil sobei takie narodziny to trudno w ten sam dzien swietowac urodziny Boga. Jak mowi Pawel w drugim liscie do Koryntian "co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? (15) Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem?"
Pawel Bartosik Czyli zamierzasz diabłu zostawiać świat? Na szczęście Jezus tego nie zrobił!
Dawid Tabor Jesli diabel cos wprowadza to nie mamy tego przejmowac, jest napisane wrecz przeciwnie, zeby trzymac sie od tego zdala.
Pawel Bartosik Czyli diabeł przejął 25.XII za swój i ten dzień jest jego, zaś do Boga należy tylko 364 dni w roku? Chyba, że jeszcze jakieś dni należą do diabła. Hm? Tyle, że ja w Biblii nie widzę aby jakikolwiek dzień należał do diabła. Jeśli przejmuje cokolwiek to bezprawnie i nie zamierzam mu tego zostawiać ani się temu przyglądać.
Dawid Tabor nie rozumiem czemu tak mieszasz. Zupenie nie chodzi o przejecie dnia, ale o to ze jesli wiadome jest powszechnie ze tego dnia akurat diabell zayzczyl sobie uordzin, to wg pisma jak juz podawalem my tego nie powinnismy robic, "unikajcie wszelkiego pozoru zla" jest napisane.
Dawid Tabor Ty robisz wg swojego rozumu, ja wg pisma, i ciebie tez zachecam do bardziej biblinego podejscia do zycia :)
Pawel Bartosik Jeśli tego dnia "diabeł zażyczył sobie urodzin" to zgodnie z Twoją argumentacją Bóg powinien się na to zgodzić i ustąpić. Zaś na urodziny Swego Syna szukać innego dnia. To jest to co nazywasz "robieniem wg Pisma"?! Nie sądzisz, że Jezus "rozbroił nadziemskie władze i zwierzchności, i wystawił je na pokaz, odniósłszy w nim triumf nad nimi" (Kol 2:15)? Diabeł jest bankrutem. Nie powinien mieć żadnego dnia swoich urodzin. Nie powinien mieć ani jednej setnej sekundy na jakikolwiek dzień. Nawet 25 grudnia :-)
Dawid Tabor rozbroil? to znaczy ze grzchu juz nie ma? czarow tez? to znaczy ze mozemy wizualizowac w modlitwie? medytowac? wychodzic po za cialo i zwiedzac swiat duchowy? trzymac runy w domu? uznawac talizmany? moze jeszcze brac udzial w poganskich imp...rezach balwochwalczych?
Bracie, unikaj wszelkiego pozoru zla, i nie popieraj tego co robia inni robiac cos zle, bo my mamy byc sola tej ziemi, i byc inni niz reszta swiata, a nie upodabniac sie do niego.
Ewa Międzobrodzka Dawidzie, nie znam Cię, jednak wydaję mi się, że masz jakąś negatywą wizję świata. Każdy normalny człowiek cieszy się z nadchodzących Świąt. Każdy wierzący cieszy się z Narodzin Jezusa. Nikt nie myśli o diable, tylko Ty. Jeśli nie zmienisz ...swojego nastawienia, nie będziesz mógł radośnie przeżyć Świąt, będziesz się dalej zastanawiać na powyższe tematy związane z diabłem. Może tego właśnie chce diabeł, o którym ostatnio tak dużo myślisz? Polecam wpaść do kościoła św. Mikołaja w niedzielę na 21, tam na pewno znajdziesz spokój, może coś Ci się rozjaśni w głowie :) Radosnych Świąt :)
sobota, 18 grudnia 2010
Jesteśmy mordercami... karpi!
w Jadąc dziś do biura samochodem włączyłem Radio TOK FM. W przeciwieństwie bowiem do innych stacji radiowych - nie "uszczęśliwiają" słuchaczy swoją muzyką.
Akurat puszczali spot świątecznej akcji anty-karpiowej (znalazłem go również w sieci). Oto jego treść: "Najpierw dusiłem go foliową torebką. Rzucał się paręnaście minut. Zawlokłem go do łazienki i wrzuciłem do wanny. Żył. Choć wyraźnie oparł z sił. Byłem zły bo wybrudził mi ubranie. Wziąłem tłuczek i uderzyłem go dwa razy, ale on ciągle się miotał. To jeszcze raz go walnąłem".
I podsumowanie:
"Wszyscy jesteśmy mordercami. Co roku w okresie świątecznym w bestialski sposób zabijane są miliony karpi. Skończmy z krwawą tradycją!" Po czym pani ze spotu odsyła słuchaczy na stronę akcji.
Powiem szczerze: gdyby było to puszczane w innym (nie lewicowym) radiu pomyślałbym, że to bardzo dobry żart "Kabaretu Moralnego Niepokoju". Zresztą nawet w Radio TOK FM brzmiało to bardzo komicznie - ten poważny ton zeznań "mordercy" i oskarżenie pani: "Wszyscy jesteśmy mordercami". Doprawdy, trudno brać coś takiego na poważnie! Brzmi jak wypowiedź "nawiedzonego" członka sekty hinduistycznej: "Wszyscy jesteśmy bhaktinami i szymhitami". :)
Teraz puenta: No dobrze. Odstawię karpia, a nawet pierogi i kutię w Święta JEŚLI Radio TOK FM puści spot zachęcający do ratowania życia nienarodzonych dzieci.
Znając jednak (zadziwiającą dla mnie) strukturę lewicowego umysłu oraz mentalność organizatorów akcji (czeska Svoboda Zvirat - Wolność dla zwierząt oraz Fundacja Viva!) - mniemam, że wedle ich światopoglądu tylko dzieci głosu nie mają. Ani prawa do życia. Bowiem głosem i rzecznikami ryb (samozwańczymi w dodatku) są powyższe organizacje.
Zatem... życzę smacznego karpia! :)
Akurat puszczali spot świątecznej akcji anty-karpiowej (znalazłem go również w sieci). Oto jego treść: "Najpierw dusiłem go foliową torebką. Rzucał się paręnaście minut. Zawlokłem go do łazienki i wrzuciłem do wanny. Żył. Choć wyraźnie oparł z sił. Byłem zły bo wybrudził mi ubranie. Wziąłem tłuczek i uderzyłem go dwa razy, ale on ciągle się miotał. To jeszcze raz go walnąłem".
I podsumowanie:
"Wszyscy jesteśmy mordercami. Co roku w okresie świątecznym w bestialski sposób zabijane są miliony karpi. Skończmy z krwawą tradycją!" Po czym pani ze spotu odsyła słuchaczy na stronę akcji.
Powiem szczerze: gdyby było to puszczane w innym (nie lewicowym) radiu pomyślałbym, że to bardzo dobry żart "Kabaretu Moralnego Niepokoju". Zresztą nawet w Radio TOK FM brzmiało to bardzo komicznie - ten poważny ton zeznań "mordercy" i oskarżenie pani: "Wszyscy jesteśmy mordercami". Doprawdy, trudno brać coś takiego na poważnie! Brzmi jak wypowiedź "nawiedzonego" członka sekty hinduistycznej: "Wszyscy jesteśmy bhaktinami i szymhitami". :)
Teraz puenta: No dobrze. Odstawię karpia, a nawet pierogi i kutię w Święta JEŚLI Radio TOK FM puści spot zachęcający do ratowania życia nienarodzonych dzieci.
Znając jednak (zadziwiającą dla mnie) strukturę lewicowego umysłu oraz mentalność organizatorów akcji (czeska Svoboda Zvirat - Wolność dla zwierząt oraz Fundacja Viva!) - mniemam, że wedle ich światopoglądu tylko dzieci głosu nie mają. Ani prawa do życia. Bowiem głosem i rzecznikami ryb (samozwańczymi w dodatku) są powyższe organizacje.
Zatem... życzę smacznego karpia! :)
piątek, 17 grudnia 2010
MTV Unplugged Kult - Arahja
Dla tych z was, którzy nie wybrali jeszcze świątecznego prezentu - mała podpowiedź: płyta z koncertu w Teatrze OCH w Warszawie - Kult "MTV Unplugged". Bajka! :)
Uwaga! Przy wejściu trąb 2:17 mogą pojawić się ciarki na plecach ;-)
Uwaga! Przy wejściu trąb 2:17 mogą pojawić się ciarki na plecach ;-)
Definicje: liberalizm
Liberalizm - idea państwa, w którym zdolny przedsiębiorczy i pracowity pucybut może zostać milionerem, a leniwy czy głupi milioner będzie ze swą bezużyteczność dla społeczeństwa ukarany bankructwem i utratą majątku. Fundamentalne wartości liberalizmu to równość szans (i wolność) działania, z której wynika gwarancja swobodnego gospodarowania zyskami z osiągniętych sukcesów z jednej strony, a z drugiej konieczność ponoszenia odpowiedzialności za swoje błędy; rola państwa polega przede wszystkim na pilnowaniu, by wszyscy przestrzegali uczciwych zasad gry. Liberalizm, jako idea aspirującego "stanu trzeciego", rozbijającego spetryfikowane struktury społeczeństwa feudalnego, w decydującym stopniu spowodował wielki cywilizacyjny skok Europy w XIX wieku; później stopniowo został zarzucony bądź uległ deprawacji. Obecnie w dyskursie publiczny słowo "liberalizm" używane jest jako pozbawiona konkretnego sensu obelga.
Rafał A. Ziemkiewicz, W skrócie
Rafał A. Ziemkiewicz, W skrócie
czwartek, 16 grudnia 2010
Wymówki, wymówki, wymówki - kazanie w mp 3
Nie jest tajemnicą, że nasze niedzielne kazania nagrywamy w formacie mp3. Sporo z nich mam zarchiwizowane na moim komputsze. W końcu jednak dzięki pomocy nieocenionego webmastera Rataya będziecie mogli je odsłuchiwać, tudzież ściągać na tzw. "twardziela".
Dziś kazanie z Ew. Łukasza 14, 12-24 - "Wymówki, wymówki, wymówki"
Enjoy!
Dziś kazanie z Ew. Łukasza 14, 12-24 - "Wymówki, wymówki, wymówki"
Enjoy!
Odpuszczenie grzechów z powodu wiary opiekunów
(19) a nie znalazłszy drogi, którędy by go mogli wnieść z powodu tłumu, weszli na dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem do środka przed samego Jezusa. (20) I ujrzawszy wiarę ich, rzekł: Człowieku, odpuszczone są ci grzechy twoje. - Ew. Łukasza 5,19-20
W historii sparaliżowanego człowieka odpuszczenie grzechów dla chorego przyszło z powodu... wiary jego przyjaciół ("ujrzawszy wiarę ich")! Dla wielu to brzmi dziwnie, jakoś tak mało zgodnie z podręcznikami do teologii systematycznej. Jak można przebaczyć komuś grzechy z powodu wiary innej osoby (osób)?!
Nie wiemy, na ile świadomy był ów paralityk, czy umiał mówić itd. Biblia milczy na ten temat. Pismo jednak podaje nam szereg innych przykładów, w których wiara jednej osoby ratowała tych, za których owa osoba była odpowiedzialna (Noe - Rdz 6,9; 7:1; głowa rodziny - Wj 12,3.23; Rachab - Joz 2,18; 6:17; strażnik więzienny - Dz. Ap. 16,30-31). W Piśmie Św. otrzymanie błogosławieństwa wskutek wiary przymierzowej głowy rodziny lub w tym przypadku opiekunów chorego – jest czymś powszednim, w przeciwieństwie do naszej często zindywidualizowanej teologii.
Powyższy fragment wyraża również prawdę, że osoby umysłowo chore mają prawo być częścią (członkami) kościoła, ciesząc się bliskością Jezusa, przywilejami Ludu Bożego ze względu na wiarę swoich rodziców lub opiekunów. Przyjaciele przynieśli sparaliżowanego - tak jak my przynosimy do Jezusa podczas chrztu czy na nabożeństwo tych, którzy nie są jeszcze zdolni sami do Niego przyjść: małe dzieci, upośledzonych. W ten sposób dajemy im to, co najwartościowsze – przebywanie w obecności Zbawiciela i Jego Ludu.
Nasza wiara ma wpływ na innych! W zależności od tego, jaka jest ta wiara – ludzie wokół nas: rodzina, kościół, przyjaciele, współpracownicy - będą ubłogosławieni, zachęceni lub nie. To kolejny biblijny dowód na to, że nasza wiara nie jest wyłącznie naszą prywatną sprawą.
W historii sparaliżowanego człowieka odpuszczenie grzechów dla chorego przyszło z powodu... wiary jego przyjaciół ("ujrzawszy wiarę ich")! Dla wielu to brzmi dziwnie, jakoś tak mało zgodnie z podręcznikami do teologii systematycznej. Jak można przebaczyć komuś grzechy z powodu wiary innej osoby (osób)?!
Nie wiemy, na ile świadomy był ów paralityk, czy umiał mówić itd. Biblia milczy na ten temat. Pismo jednak podaje nam szereg innych przykładów, w których wiara jednej osoby ratowała tych, za których owa osoba była odpowiedzialna (Noe - Rdz 6,9; 7:1; głowa rodziny - Wj 12,3.23; Rachab - Joz 2,18; 6:17; strażnik więzienny - Dz. Ap. 16,30-31). W Piśmie Św. otrzymanie błogosławieństwa wskutek wiary przymierzowej głowy rodziny lub w tym przypadku opiekunów chorego – jest czymś powszednim, w przeciwieństwie do naszej często zindywidualizowanej teologii.
Powyższy fragment wyraża również prawdę, że osoby umysłowo chore mają prawo być częścią (członkami) kościoła, ciesząc się bliskością Jezusa, przywilejami Ludu Bożego ze względu na wiarę swoich rodziców lub opiekunów. Przyjaciele przynieśli sparaliżowanego - tak jak my przynosimy do Jezusa podczas chrztu czy na nabożeństwo tych, którzy nie są jeszcze zdolni sami do Niego przyjść: małe dzieci, upośledzonych. W ten sposób dajemy im to, co najwartościowsze – przebywanie w obecności Zbawiciela i Jego Ludu.
Nasza wiara ma wpływ na innych! W zależności od tego, jaka jest ta wiara – ludzie wokół nas: rodzina, kościół, przyjaciele, współpracownicy - będą ubłogosławieni, zachęceni lub nie. To kolejny biblijny dowód na to, że nasza wiara nie jest wyłącznie naszą prywatną sprawą.
środa, 15 grudnia 2010
Gdzie się udajesz ze swoim zniechęceniem?
(10) Mówię do Boga: Skało moja, Dlaczego zapomniałeś o mnie? Dlaczego posępny chodzę, Gdy trapi mnie nieprzyjaciel? (11) Jest mi tak, jakby kruszono mi kości, Gdy mnie lżą wrogowie moi, Mówiąc do mnie co dzień: Gdzież jest Bóg twój? (12) Czemu rozpaczasz, duszo moja, I czemu drżysz we mnie? Ufaj Bogu, gdyż jeszcze sławić go będę: On jest zbawieniem moim i Bogiem moim! - Psalm 42:10-12
Psalm 42 jest wielkim wołaniem Psalmisty. Wołaniem o przywrócenie radości, o doświadczanie obecności Boga pośrodku utrapienia. Można go zatytułować: Jak radzić sobie ze zniechęceniem?
Jego modlitwa powinna być bliska każdemu z nas ponieważ każdy z nas zmaga się ze zniechęceniem; różnego rodzaju zniechęceniami, przychodzącymi z różnych przyczyn, o różnym nasileniu. Nikt z nas nie jest w tym odosobniony.
Zatem nie pytajmy: czy inni – podobnie jak my – przechodzą momenty, okresy zniechęcenia? Smutku? Żalu? Wobec ludzi, a nawet Boga? Odpowiedź jest oczywista. Jak pokazuje Psalm 42 nawet człowiek, który żył blisko Boga wyznaje: 10) Mówię do Boga: Skało moja, Dlaczego zapomniałeś o mnie? Dlaczego posępny chodzę, Gdy trapi mnie nieprzyjaciel? (11) Jest mi tak, jakby kruszono mi kości.
Zatem niech pociechą dla nas będzie fakt, że nie jesteśmy sami w tym co czujemy, przez co przechodzimy: samotność, brak zainteresowania, brak zachęty.
Pytanie zatem nie brzmi: CZY przechodzisz przez chwile zniechęcenia? Brzmi raczej: CO robisz w obliczu zniechęcenia? Gdzie się udajesz ze swoim zniechęceniem? Do ludzi, którzy je podsycą, nakarmią, wzmocnią? Do swojego często nieuporządkowanego wnętrza by w nim szukać tak naprawdę sami nie wiemy czego? Czy do Boga? Psalm 42 powinien nam wskazać właściwą drogę wyjścia. Poddajmy się więc Temu, który nas stworzył i zna, a więc wie w jaki sposób pokonywać zniechęcenie.
Psalm 42 jest wielkim wołaniem Psalmisty. Wołaniem o przywrócenie radości, o doświadczanie obecności Boga pośrodku utrapienia. Można go zatytułować: Jak radzić sobie ze zniechęceniem?
Jego modlitwa powinna być bliska każdemu z nas ponieważ każdy z nas zmaga się ze zniechęceniem; różnego rodzaju zniechęceniami, przychodzącymi z różnych przyczyn, o różnym nasileniu. Nikt z nas nie jest w tym odosobniony.
Zatem nie pytajmy: czy inni – podobnie jak my – przechodzą momenty, okresy zniechęcenia? Smutku? Żalu? Wobec ludzi, a nawet Boga? Odpowiedź jest oczywista. Jak pokazuje Psalm 42 nawet człowiek, który żył blisko Boga wyznaje: 10) Mówię do Boga: Skało moja, Dlaczego zapomniałeś o mnie? Dlaczego posępny chodzę, Gdy trapi mnie nieprzyjaciel? (11) Jest mi tak, jakby kruszono mi kości.
Zatem niech pociechą dla nas będzie fakt, że nie jesteśmy sami w tym co czujemy, przez co przechodzimy: samotność, brak zainteresowania, brak zachęty.
Pytanie zatem nie brzmi: CZY przechodzisz przez chwile zniechęcenia? Brzmi raczej: CO robisz w obliczu zniechęcenia? Gdzie się udajesz ze swoim zniechęceniem? Do ludzi, którzy je podsycą, nakarmią, wzmocnią? Do swojego często nieuporządkowanego wnętrza by w nim szukać tak naprawdę sami nie wiemy czego? Czy do Boga? Psalm 42 powinien nam wskazać właściwą drogę wyjścia. Poddajmy się więc Temu, który nas stworzył i zna, a więc wie w jaki sposób pokonywać zniechęcenie.
wtorek, 14 grudnia 2010
A co gdy pomoc wymaga poświęcenia?
(17) I stało się pewnego dnia, gdy nauczał, a siedzieli tam faryzeusze i nauczyciele zakonu, którzy przybyli ze wszystkich wiosek galilejskich i judzkich, i z Jerozolimy, a w nim była moc Pana ku uzdrawianiu, (18) że oto mężowie nieśli na łożu człowieka sparaliżowanego, i usiłowali wnieść go i położyć przed nim, (19) a nie znalazłszy drogi, którędy by go mogli wnieść z powodu tłumu, weszli na dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem do środka przed samego Jezusa. - Ew. Łukasza 5:17-19
W powyższym fragmencie czytamy o pewnych ludziach, którzy nieśli na łożu sparaliżowanego człowieka. Za wszelką cenę chcieli z nim dotrzeć przed oblicze Jezusa. Okazało się jednak, że tłum wokół Pana był tak wielki, że nie mogli się przecisnąć. Co więc zrobili? Zdjęli dach nad miejscem, gdzie był Jezus i spuścili łoże, na którym był paralityk. Dachy były wówczas płaskie. Było to miejsce odpoczynku, modlitwy (np. modlitwa Piotra w Dz. Ap. 10). Wchodziło się na nie po schodach zbudowanych na ścianie na zewnątrz domu. Dachy pokryte były belkami położonymi mniej więcej metr odległości od siebie. Między belkami kładziono gałęzie, na które dawano glinę.
Przyjaciele sparaliżowanego stanęli przed sporym wyzwaniem. Zaniesienie chorego przed oblicze Jezusa wymagało bowiem od nich niemałego wysiłku i poświęcenia. Byli jednak zdeterminowani ponieważ bardzo chcieli osiągnąć cel, dla którego przyszli.
My niekiedy, owszem pomagamy innym ludziom, ale zazwyczaj nie wtedy, gdy wymaga to od nas poświęcenia. Czujemy się dobrze pomagając, ale gdy pomoc wymaga od nas poświęcenia, uważamy się za usprawiedliwionych, by jej uniknąć.
Zwróćmy uwagę, jakiego trudu podjęli się przyjaciele sparaliżowanego, aby pomóc mu w uldze. Dobry efekt przyszedł poprzez trud i wytrwałość. To obraz prawdy, że ludzie osiągają trwały sukces nie przez łut szczęścia czy przypadek, ale dzięki ciężkiej pracy. Ci, którzy uczciwie dorobili się pieniędzy, dokonali tego nie bez kłopotów, trudów, niekiedy ryzyka. Najlepsi informatycy, lekarze nie zdobyli majętności i sukcesu bez wieloletnich studiów i pilności.
Kiedy mówimy o pieniądzach, może i jeszcze mamy w sobie tą determinację do ciężkiej pracy. Czy jednak mamy ją, jeśli chodzi o nasze postępy duchowe? Owszem, chcemy być dobrymi, dojrzałymi chrześcijanami, ale często nie wkładając w to wysiłku, lecz niejako przez „osmozę” – duchowe przeżycie, emocjonalne uniesienia, posłuchanie dobrej muzyki, wstrząsającego świadectwa nawrócenia itp. Natomiast gdy mamy przyjść na spotkanie biblijne, włożyć wysiłek w studiowanie Pisma Św., pomóc drugiemu człowiekowi, odwiedzić kogoś, zaprosić sąsiadów do siebie, okazać ofiarność – stają się to bardzo problematyczne sprawy.
Przykład przyjaciół uzdrowionego paralityka powinien nas zachęcać do determinacji w naszej duchowości: ile czasu w ciągu dnia przeznaczasz na czytanie Pisma Św., modlitwę? Czy bycie częścią Kościoła oznacza dla nas jedynie branie? Co z dawaniem? Nie mówię jedynie o kwestii ofiarności pieniędzy, lecz także o dawaniu innym siebie: swojego czasu, uzdolnień, uwagi... Wystrzegajmy się lenistwa i wymówek w naszym duchowym życiu.
W powyższym fragmencie czytamy o pewnych ludziach, którzy nieśli na łożu sparaliżowanego człowieka. Za wszelką cenę chcieli z nim dotrzeć przed oblicze Jezusa. Okazało się jednak, że tłum wokół Pana był tak wielki, że nie mogli się przecisnąć. Co więc zrobili? Zdjęli dach nad miejscem, gdzie był Jezus i spuścili łoże, na którym był paralityk. Dachy były wówczas płaskie. Było to miejsce odpoczynku, modlitwy (np. modlitwa Piotra w Dz. Ap. 10). Wchodziło się na nie po schodach zbudowanych na ścianie na zewnątrz domu. Dachy pokryte były belkami położonymi mniej więcej metr odległości od siebie. Między belkami kładziono gałęzie, na które dawano glinę.
Przyjaciele sparaliżowanego stanęli przed sporym wyzwaniem. Zaniesienie chorego przed oblicze Jezusa wymagało bowiem od nich niemałego wysiłku i poświęcenia. Byli jednak zdeterminowani ponieważ bardzo chcieli osiągnąć cel, dla którego przyszli.
My niekiedy, owszem pomagamy innym ludziom, ale zazwyczaj nie wtedy, gdy wymaga to od nas poświęcenia. Czujemy się dobrze pomagając, ale gdy pomoc wymaga od nas poświęcenia, uważamy się za usprawiedliwionych, by jej uniknąć.
Zwróćmy uwagę, jakiego trudu podjęli się przyjaciele sparaliżowanego, aby pomóc mu w uldze. Dobry efekt przyszedł poprzez trud i wytrwałość. To obraz prawdy, że ludzie osiągają trwały sukces nie przez łut szczęścia czy przypadek, ale dzięki ciężkiej pracy. Ci, którzy uczciwie dorobili się pieniędzy, dokonali tego nie bez kłopotów, trudów, niekiedy ryzyka. Najlepsi informatycy, lekarze nie zdobyli majętności i sukcesu bez wieloletnich studiów i pilności.
Kiedy mówimy o pieniądzach, może i jeszcze mamy w sobie tą determinację do ciężkiej pracy. Czy jednak mamy ją, jeśli chodzi o nasze postępy duchowe? Owszem, chcemy być dobrymi, dojrzałymi chrześcijanami, ale często nie wkładając w to wysiłku, lecz niejako przez „osmozę” – duchowe przeżycie, emocjonalne uniesienia, posłuchanie dobrej muzyki, wstrząsającego świadectwa nawrócenia itp. Natomiast gdy mamy przyjść na spotkanie biblijne, włożyć wysiłek w studiowanie Pisma Św., pomóc drugiemu człowiekowi, odwiedzić kogoś, zaprosić sąsiadów do siebie, okazać ofiarność – stają się to bardzo problematyczne sprawy.
Przykład przyjaciół uzdrowionego paralityka powinien nas zachęcać do determinacji w naszej duchowości: ile czasu w ciągu dnia przeznaczasz na czytanie Pisma Św., modlitwę? Czy bycie częścią Kościoła oznacza dla nas jedynie branie? Co z dawaniem? Nie mówię jedynie o kwestii ofiarności pieniędzy, lecz także o dawaniu innym siebie: swojego czasu, uzdolnień, uwagi... Wystrzegajmy się lenistwa i wymówek w naszym duchowym życiu.
poniedziałek, 13 grudnia 2010
"Otwarty" umysł to zaśmiecony umysł
Pomysł, projekt i wykonanie mojego przyjaciela Jeremiego Tkaczyka. Bardzo fajna ilustracja ludzi z "otwartym umysłem", którzy za nic w świecie przed czymkolwiek nie chcą go zamknąć :)
Pan nie może być profesorem
Fizyk Richard Faynmen (noblista 1965) usłyszał kiedyś:
- Pan nie może być profesorem!
- Dlaczego?
- Bo mogę zrozumieć wszystko co pan mówi. A kiedy słucham innych profesorów, nic nie rozumiem
(W. Łysiak, Mitologia świata bez klamek)
- Pan nie może być profesorem!
- Dlaczego?
- Bo mogę zrozumieć wszystko co pan mówi. A kiedy słucham innych profesorów, nic nie rozumiem
(W. Łysiak, Mitologia świata bez klamek)
sobota, 11 grudnia 2010
Kościół jest Prawdą czy filarem i podporą prawdy?
"Gdybym zaś się opóźniał, [piszę], byś wiedział, jak należy postępować w domu Bożym, który jest Kościołem Boga żywego, filarem i podporą prawdy". – 1 Tymoteusza 3:15 (BT)
W powyższym wersetem łączy się kilka karkołomnych egzegez, a właściwie "eisegez" czyli wkładanie w treść Bożego Słowa znaczeń, których ono NIE ZAWIERA.
Bardzo powszechna (i całkowicie błędna!) interpretacja tego fragmentu różnych tradycji w chrześcijaństwie jest następująca: skoro Biblia mówi o kościele jako o "filarze i podporze prawdy" to oznacza, że WSZYSTKO co kościół głosi JEST prawdą i ZAWSZE (cokolwiek by głosił) powinniśmy to bezkrytycznie przyjmować – nie sprawdzając zgodności jego orzeczeń z Pismem Świętym.
Jest to zupełnie niebiblijny i nielogiczny wniosek. To tak jakbyśmy powiedzieli, że skoro ojciec (z Bożego ustanowienia) JEST duchowym przewodnikiem dla swoich dzieci (np. Ef 6:1-4), to znaczy, że ZAWSZE daje im dobre i biblijne rady. Otóż jedno nie implikuje drugiego. Raczej wskazuje na POWINNOŚCI. Skoro ojciec JEST (bo to jest fakt) przewodnikiem dla swojej rodziny to oznacza, że powinien być wiernym studentem Słowa Bożego aby je swoim bliskim przybliżać. Jeśli tego nie robi – wówczas postępuje wbrew temu kim jest i temu jakie jest jego powołanie.
Podobnie rzecz się ma z kościołem. Skoro kościół JEST filarem i podporą prawdy to powinien DBAĆ o to by jej strzec i głosić. Bo JEŚLI tego nie robi to znaczy, że nie postępuje zgodnie ze swoim powołaniem. W takim przypadku żaden wierny chrześcijanin nie powinien się na niego powoływać i podążać za nim (lecz za Słowem Chrystusa) podobnie jak nastoletni syn nie powinien wykonać polecenia ojca kiedy ten zachęca go do grzechu.
W powyższym wersetem łączy się kilka karkołomnych egzegez, a właściwie "eisegez" czyli wkładanie w treść Bożego Słowa znaczeń, których ono NIE ZAWIERA.
Bardzo powszechna (i całkowicie błędna!) interpretacja tego fragmentu różnych tradycji w chrześcijaństwie jest następująca: skoro Biblia mówi o kościele jako o "filarze i podporze prawdy" to oznacza, że WSZYSTKO co kościół głosi JEST prawdą i ZAWSZE (cokolwiek by głosił) powinniśmy to bezkrytycznie przyjmować – nie sprawdzając zgodności jego orzeczeń z Pismem Świętym.
Jest to zupełnie niebiblijny i nielogiczny wniosek. To tak jakbyśmy powiedzieli, że skoro ojciec (z Bożego ustanowienia) JEST duchowym przewodnikiem dla swoich dzieci (np. Ef 6:1-4), to znaczy, że ZAWSZE daje im dobre i biblijne rady. Otóż jedno nie implikuje drugiego. Raczej wskazuje na POWINNOŚCI. Skoro ojciec JEST (bo to jest fakt) przewodnikiem dla swojej rodziny to oznacza, że powinien być wiernym studentem Słowa Bożego aby je swoim bliskim przybliżać. Jeśli tego nie robi – wówczas postępuje wbrew temu kim jest i temu jakie jest jego powołanie.
Podobnie rzecz się ma z kościołem. Skoro kościół JEST filarem i podporą prawdy to powinien DBAĆ o to by jej strzec i głosić. Bo JEŚLI tego nie robi to znaczy, że nie postępuje zgodnie ze swoim powołaniem. W takim przypadku żaden wierny chrześcijanin nie powinien się na niego powoływać i podążać za nim (lecz za Słowem Chrystusa) podobnie jak nastoletni syn nie powinien wykonać polecenia ojca kiedy ten zachęca go do grzechu.
piątek, 10 grudnia 2010
Dlaczego nie może mówić normalnym, ludzkim językiem?
Niedawno przeczytałem ciekawą anegdotę nt. środowiska naukowego (a dokładniej nt. jego wysoce zakodowanego, hermetycznego języka). Oto ona:
Szef tygodnia "Wprost". Stanisław Janecki, w swym felietonie przytacza znamienną anegdotę o świetnym brytyjskim historyku kultury, Paulu Johnsonie (2008): "Rok temu Johnson poszedł na wykład 'najwybitniejszego współczesnego filozofa i socjologa' Jurgena Habermasa. Stał i patrzył na rozanielonych słuchaczy niemieckiego profesora. Po kilkunastu minutach stwierdził, że ni w ząb nie rozumie co ten facet bredzi. Dlaczego nie może mówić normalnym, ludzkim językiem? Dlaczego nie używa elementarnej logiki? I zaczął pytać stojących w pobliżu, czy oni cokolwiek rozumieją. Ci z pewną nieśmiałością stwierdzili, że właściwie też nic nie rozumieją. Johnson spytał więc, dlaczego tracą czas, dlaczego udają, że są zainteresowani. Dopiero wtedy razem z nim wyszli z sali. Po raz pierwszy w życiu odważyli się na ten krok, choć równie bełkotliwych wykładów wysłuchali dziesiątki".
W. Łysiak, Mitologia świata bez klamek, Wyd. Nobilis, Warszawa 2008, s. 69.
Szef tygodnia "Wprost". Stanisław Janecki, w swym felietonie przytacza znamienną anegdotę o świetnym brytyjskim historyku kultury, Paulu Johnsonie (2008): "Rok temu Johnson poszedł na wykład 'najwybitniejszego współczesnego filozofa i socjologa' Jurgena Habermasa. Stał i patrzył na rozanielonych słuchaczy niemieckiego profesora. Po kilkunastu minutach stwierdził, że ni w ząb nie rozumie co ten facet bredzi. Dlaczego nie może mówić normalnym, ludzkim językiem? Dlaczego nie używa elementarnej logiki? I zaczął pytać stojących w pobliżu, czy oni cokolwiek rozumieją. Ci z pewną nieśmiałością stwierdzili, że właściwie też nic nie rozumieją. Johnson spytał więc, dlaczego tracą czas, dlaczego udają, że są zainteresowani. Dopiero wtedy razem z nim wyszli z sali. Po raz pierwszy w życiu odważyli się na ten krok, choć równie bełkotliwych wykładów wysłuchali dziesiątki".
W. Łysiak, Mitologia świata bez klamek, Wyd. Nobilis, Warszawa 2008, s. 69.
czwartek, 9 grudnia 2010
Kim dla zombie jest zombie?
Słyszeliście już tą starą mądrość ludową (znaczy się mądrość zombie)?
"Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie".
"Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie".
Hojny Święty Mikołaj i "przezorna" Czarownica
Adwent jest radosnym okresem poprzedzającym Boże Narodzenie. Dni w roku liturgicznym takie jak Adwent, Święta uczą nas radości, wdzięczności, celebrowania Bożej dobroci w każdym aspekcie naszego życia. Oczywiście musimy się tego uczyć ponieważ w naturalny sposób na wiele spraw reagujemy gnuśnością, smutkiem, milczeniem. Brakuje nam tej uzewnętrznionej radości na co dzień.
W opowiadaniu C.S. Lewisa "Lew Czarownica i Stara Szafa" wśród strwożonych dzieci szukających Aslana pojawia się jadący na saniach Św. Mikołaj, który daje im wspaniałe prezenty i zapowiada rychłe zniszczenie zimy. Następnie udaje się w dalszą drogę ze słowami „Wesołych Świąt! Niech żyje prawdziwy Król!”
Myślę, że powinniśmy się tego uczyć - bezinteresownie obdarowywać innych niosąc im radość. Jednak pamiętacie kto w opowiadaniu pojawia zaraz po Świętym Mikołaju? Biała Czarownica! Przejeżdżając przez las w poszukiwaniu Zuzanny, Piotra i Łucji zatrzymuje sanie obok wiewiórek zajadających smakołyki od Świętego Mikołaja. Pełna gniewu stwierdza: „Co ma znaczyć to obżarstwo, to marnotrawstwo czasu, to folgowanie swoim żądzom?”
Zauważcie tą "pełną zainteresowania" przezorność, "troskę" o ciała wiewiórek, opanowanie zmysłów, pożyteczne wykorzystanie czasu. W rzeczywistości oczywiście chodziło o wzbudzenie wyrzutów sumienia i ograbienie z radości.
Wiewiórki tymczasem nie robiły niczego niestosownego. Wręcz przeciwnie. Korzystały z wdzięcznością z darów od Świętego Mikołaja, którymi je "ubłogosławił". W słowach Białej Czarownicy powinniśmy słyszeć echo różnych nabożnych "zamęciarzy", obrońców antykonsumpcyjnej wizji społeczeństwa, smutnych wrogów "pogańskiego" Bożego Narodzenia i wszelkiej maści działaczy odwodzących od świątecznych zakupów w hipermarketach pokazujących obrazki głodnych dzieci w Afryce.
Myśląc jednak o istocie Świąt uczymy się Bożej ekstrawagancji, hojności, Bożego nadmiaru. Bóg nie wie jak ma pozostawać ograniczony przez limity wyznaczane przez ludzi (szczególnie tych, którzy w ciągu całego roku nie za bardzo się Nim przejmują). Czy Bóg powołał nas do zbawienia, aby udzielać nam jakieś limity swoich błogosławieństw? Oczywiście, że nie! Nie zrobił tego ponieważ chce, abyśmy uczyli się naśladować Jego, nie zaś diabła. Nie możemy naśladować hojności Świętego Mikołaja zachowując się jak Biała Czarownica! „Co ma znaczyć to obżarstwo, to marnotrawstwo czasu, to folgowanie swoim żądzom?” Nie rzucaj tego oskarżeń! A już szczególnie w czasie Świąt!
Bóg chce abyśmy brali i cieszyli się Jego błogosławieństwami ponieważ On lubi dawać. Jednocześnie niech to wskazuje jakie powinno być nasze usposobienie. Nie bądźmy jak skąpa, zawistna Biała Czarownica symbolizująca Diabła, ale jak hojny, bezinteresowny, radosny Święty Mikołaj symbolizujący Bożą hojność i obfitość.
W opowiadaniu C.S. Lewisa "Lew Czarownica i Stara Szafa" wśród strwożonych dzieci szukających Aslana pojawia się jadący na saniach Św. Mikołaj, który daje im wspaniałe prezenty i zapowiada rychłe zniszczenie zimy. Następnie udaje się w dalszą drogę ze słowami „Wesołych Świąt! Niech żyje prawdziwy Król!”
Myślę, że powinniśmy się tego uczyć - bezinteresownie obdarowywać innych niosąc im radość. Jednak pamiętacie kto w opowiadaniu pojawia zaraz po Świętym Mikołaju? Biała Czarownica! Przejeżdżając przez las w poszukiwaniu Zuzanny, Piotra i Łucji zatrzymuje sanie obok wiewiórek zajadających smakołyki od Świętego Mikołaja. Pełna gniewu stwierdza: „Co ma znaczyć to obżarstwo, to marnotrawstwo czasu, to folgowanie swoim żądzom?”
Zauważcie tą "pełną zainteresowania" przezorność, "troskę" o ciała wiewiórek, opanowanie zmysłów, pożyteczne wykorzystanie czasu. W rzeczywistości oczywiście chodziło o wzbudzenie wyrzutów sumienia i ograbienie z radości.
Wiewiórki tymczasem nie robiły niczego niestosownego. Wręcz przeciwnie. Korzystały z wdzięcznością z darów od Świętego Mikołaja, którymi je "ubłogosławił". W słowach Białej Czarownicy powinniśmy słyszeć echo różnych nabożnych "zamęciarzy", obrońców antykonsumpcyjnej wizji społeczeństwa, smutnych wrogów "pogańskiego" Bożego Narodzenia i wszelkiej maści działaczy odwodzących od świątecznych zakupów w hipermarketach pokazujących obrazki głodnych dzieci w Afryce.
Myśląc jednak o istocie Świąt uczymy się Bożej ekstrawagancji, hojności, Bożego nadmiaru. Bóg nie wie jak ma pozostawać ograniczony przez limity wyznaczane przez ludzi (szczególnie tych, którzy w ciągu całego roku nie za bardzo się Nim przejmują). Czy Bóg powołał nas do zbawienia, aby udzielać nam jakieś limity swoich błogosławieństw? Oczywiście, że nie! Nie zrobił tego ponieważ chce, abyśmy uczyli się naśladować Jego, nie zaś diabła. Nie możemy naśladować hojności Świętego Mikołaja zachowując się jak Biała Czarownica! „Co ma znaczyć to obżarstwo, to marnotrawstwo czasu, to folgowanie swoim żądzom?” Nie rzucaj tego oskarżeń! A już szczególnie w czasie Świąt!
Bóg chce abyśmy brali i cieszyli się Jego błogosławieństwami ponieważ On lubi dawać. Jednocześnie niech to wskazuje jakie powinno być nasze usposobienie. Nie bądźmy jak skąpa, zawistna Biała Czarownica symbolizująca Diabła, ale jak hojny, bezinteresowny, radosny Święty Mikołaj symbolizujący Bożą hojność i obfitość.
środa, 8 grudnia 2010
Czy jesteś jak "faryzeusz" i "nauczyciel zakonu"?
"I stało się pewnego dnia, gdy nauczał, a siedzieli tam faryzeusze i nauczyciele zakonu, którzy przybyli ze wszystkich wiosek galilejskich i judzkich, i z Jerozolimy, a w nim była moc Pana ku uzdrawianiu (...)" - Ew. Łukasza 5:17
Spośród grona słuchaczy Jezusa Ewangelista Łukasz wyróżnia dwie grupy: faryzeuszy i nauczycieli zakonu. Z pewnością nie przyszli aby słuchać; raczej po to by szukać „haków”, sposobów na przyłapanie Jezusa na jakimś słowie.
Oczywiście również dziś zawsze się znajdą tego rodzaju "faryzeusze i nauczyciele zakonu": na wykładach, konferencjach, forach internetowych. Przychodzą nawet do kościoła i możemy być pewni, że nigdy nie powiedzą czego się nauczyli, czym zostali zachęceni. Dlatego? Ponieważ nie przychodzą by się nauczyć, zbudować, szukać zachęcenia, rozbudzać w sobie wdzięczność. To są dla nich najmniej interesujące rzeczy. Przychodzą by szukać powodów do narzekania. Chętnie podzielą się krytyką. To im przychodzi z ogromną łatwością.
Oczywiście, jeśli w coś się angażujemy możemy być pewni, że będziemy krytykowani przez tego typu ludzi. O wiele częściej niż ci, którzy nic nie robią. Tym, którzy nic nie robią można zarzucić niewiele rzeczy: np. że są leniwi, brakuje im ikry, ognia.
Tym, którzy się angażują można postawić o wiele więcej zarzutów: popełniają błędy, wykonują pracę w swoim tempie (a więc "za wolno"), nie są tak skuteczni jak powinni być itp.
Jeśli jesteśmy krytykowani to dobrze; to znaczy, że działamy. To znaczy, że jesteśmy zaangażowani. Wyciągajmy wnioski, jeśli jest to rzeczowa krytyka, ignorujmy jeśli jest to zwykłe „czepialstwo”, szukanie powodów do niezadowolenia, zawiść. Nie usłyszymy tego typu krytyki tylko w jednym przypadku – jeśli będziemy bierni.
Cały paradoks, ale i perfidia polega na tym, że ci, którzy wytaczają przeciwko nam najcięższe działa, są tymi, którzy najmniej robią. To nie są osoby, które mówią: Słuchaj, wiem, że się starasz, pozwól, że pomogę ci być jeszcze skuteczniejszym. Nie mówią także: Jestem strasznie zapracowany i zmęczony. Możesz się trochę bardziej postarać bo swoimi błędami spowalniasz mój wysiłek.
Często są to ludzie, których głównym zajęciem jest... krytyka. Pomyślcie ile konstruktywnych uwag w stronę Jezusa padło z ust uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie takowych! Wszystko są to pseudopobożne dyskusje, które mają jeden cel: znaleźć powód do oskarżenia Jezusa! Czy to zniechęcało naszego Pana? Bynajmniej!
Dla mnie osobiście bardzo często dowodem słuszności tego co robię są krytyczne uwagi tych, którzy... mi źle życzą, którzy nigdy lub prawie nigdy mnie nie wparli. To mnie bardzo zachęca do służby i utwierdza, że idę we właściwą stronę.
Spośród grona słuchaczy Jezusa Ewangelista Łukasz wyróżnia dwie grupy: faryzeuszy i nauczycieli zakonu. Z pewnością nie przyszli aby słuchać; raczej po to by szukać „haków”, sposobów na przyłapanie Jezusa na jakimś słowie.
Oczywiście również dziś zawsze się znajdą tego rodzaju "faryzeusze i nauczyciele zakonu": na wykładach, konferencjach, forach internetowych. Przychodzą nawet do kościoła i możemy być pewni, że nigdy nie powiedzą czego się nauczyli, czym zostali zachęceni. Dlatego? Ponieważ nie przychodzą by się nauczyć, zbudować, szukać zachęcenia, rozbudzać w sobie wdzięczność. To są dla nich najmniej interesujące rzeczy. Przychodzą by szukać powodów do narzekania. Chętnie podzielą się krytyką. To im przychodzi z ogromną łatwością.
Oczywiście, jeśli w coś się angażujemy możemy być pewni, że będziemy krytykowani przez tego typu ludzi. O wiele częściej niż ci, którzy nic nie robią. Tym, którzy nic nie robią można zarzucić niewiele rzeczy: np. że są leniwi, brakuje im ikry, ognia.
Tym, którzy się angażują można postawić o wiele więcej zarzutów: popełniają błędy, wykonują pracę w swoim tempie (a więc "za wolno"), nie są tak skuteczni jak powinni być itp.
Jeśli jesteśmy krytykowani to dobrze; to znaczy, że działamy. To znaczy, że jesteśmy zaangażowani. Wyciągajmy wnioski, jeśli jest to rzeczowa krytyka, ignorujmy jeśli jest to zwykłe „czepialstwo”, szukanie powodów do niezadowolenia, zawiść. Nie usłyszymy tego typu krytyki tylko w jednym przypadku – jeśli będziemy bierni.
Cały paradoks, ale i perfidia polega na tym, że ci, którzy wytaczają przeciwko nam najcięższe działa, są tymi, którzy najmniej robią. To nie są osoby, które mówią: Słuchaj, wiem, że się starasz, pozwól, że pomogę ci być jeszcze skuteczniejszym. Nie mówią także: Jestem strasznie zapracowany i zmęczony. Możesz się trochę bardziej postarać bo swoimi błędami spowalniasz mój wysiłek.
Często są to ludzie, których głównym zajęciem jest... krytyka. Pomyślcie ile konstruktywnych uwag w stronę Jezusa padło z ust uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie takowych! Wszystko są to pseudopobożne dyskusje, które mają jeden cel: znaleźć powód do oskarżenia Jezusa! Czy to zniechęcało naszego Pana? Bynajmniej!
Dla mnie osobiście bardzo często dowodem słuszności tego co robię są krytyczne uwagi tych, którzy... mi źle życzą, którzy nigdy lub prawie nigdy mnie nie wparli. To mnie bardzo zachęca do służby i utwierdza, że idę we właściwą stronę.
wtorek, 7 grudnia 2010
Nauka jako narzędzie, nie zaś ostateczny punkt odniesienia
Niejednokrotnie z ust wykładowców i doktorantów na mojej uczelni (Uniwersytet Gdański) usłyszałem stwierdzenie, że celem nauki nie jest odkrywanie prawd nt. rzeczywistości lecz ich nieustanne kwestionowanie.
Zastanawiające jest, że nie stosują tej metody do powyższego stwierdzenia uważając je za bardzo odkrywcze, obiektywnie prawdziwe, podnosząc je do rangi prawdy objawionej (tylko przez kogo?) :-)
Nauka w świetle Biblii jest wspaniałym sposobem poznawania pewnych obszarów Bożego świata , prawd, zasad, które nim rządzą. Tych mianowicie, które jesteśmy w stanie badać naukowymi metodami.
Bałwochwalstwo zaczyna się tam gdzie nauce przypisujemy cechy Boga, gdy staje się ona nie narzędziem poznawania rzeczywistości lecz:
- ostatecznym punktem odniesienia,
- obiektywnym źródłem poznania,
- wszechstronną metodą badającą i wyjaśniającą każdy obszar rzeczywistości
Bóg Biblii objawił się jako "Jestem Który Jestem", nie zaś "Jestem Nauką". Oznacza to, że to samoistny, wszechwiedzący Bóg jest ostatecznym punktem odniesienia, nie zaś cokolwiek innego (nauka, rozum, doświadczenie itp.).
Zastanawiające jest, że nie stosują tej metody do powyższego stwierdzenia uważając je za bardzo odkrywcze, obiektywnie prawdziwe, podnosząc je do rangi prawdy objawionej (tylko przez kogo?) :-)
Nauka w świetle Biblii jest wspaniałym sposobem poznawania pewnych obszarów Bożego świata , prawd, zasad, które nim rządzą. Tych mianowicie, które jesteśmy w stanie badać naukowymi metodami.
Bałwochwalstwo zaczyna się tam gdzie nauce przypisujemy cechy Boga, gdy staje się ona nie narzędziem poznawania rzeczywistości lecz:
- ostatecznym punktem odniesienia,
- obiektywnym źródłem poznania,
- wszechstronną metodą badającą i wyjaśniającą każdy obszar rzeczywistości
Bóg Biblii objawił się jako "Jestem Który Jestem", nie zaś "Jestem Nauką". Oznacza to, że to samoistny, wszechwiedzący Bóg jest ostatecznym punktem odniesienia, nie zaś cokolwiek innego (nauka, rozum, doświadczenie itp.).
poniedziałek, 6 grudnia 2010
Coraz gorzej, hm?
Niektórzy uważają, że na świecie będzie coraz gorzej. Czy naprawdę?! Nie tylko Biblia, ale również poniższe fakty mówią zupełnie coś innego!
sobota, 4 grudnia 2010
Czas rozwiązać Partię Kobiet
Wczoraj (03.XII.) polski Sejm przegłosował 35 procentowe kwoty dla płci pięknej (i mężczyzn) na listach wyborczych do Sejmu, Parlamentu Europejskiego oraz do rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich.
Szkoda, że głosujący (i pomysłodawcy) zapomnieli o wyborach prezydenckich oraz na stanowiska prezydentów i burmistrzów miast, a także rywalach Andrzeja Gołoty (35% kobiet).
Czekam teraz na walkę feministek i lewicy o parytety (i kwoty) dla kobiet w kopalniach, mundialowych drużynach piłkarskich i dla mężczyzn w kwiaciarniach. Jak "równość" to na całego. Nie ma mniej lub bardziej równych dziedzin. Dlaczego tylko polityka ma być "ubłogosławiona" tym kretynizmem?
Niestety w naszym kraju ostatnio normą wydaje się być, że im głupszy pomysł tym większa szansa jego przegłosowania. Tylko kobiet żal bo wszystkie zostaną potraktowane jak niepełnosprawne.
Partia Kobiet, która popierała niniejszą inicjatywę (dążąc do dyskryminujących wobec mężczyzn przynajmniej 50% dla kobiet) mam nadzieję, że wkrótce ogłosi własne samorozwiązanie. Ustawa bowiem oznacza, że musi przyjąć do swoich list wyborczych przynajmniej 35% mężczyzn. Tylko czy to nadal będzie "Partia Kobiet"?
Więcej na temat temat w dziale "feminizm" na blogu oraz na stronie www.parytety.pl
Szkoda, że głosujący (i pomysłodawcy) zapomnieli o wyborach prezydenckich oraz na stanowiska prezydentów i burmistrzów miast, a także rywalach Andrzeja Gołoty (35% kobiet).
Czekam teraz na walkę feministek i lewicy o parytety (i kwoty) dla kobiet w kopalniach, mundialowych drużynach piłkarskich i dla mężczyzn w kwiaciarniach. Jak "równość" to na całego. Nie ma mniej lub bardziej równych dziedzin. Dlaczego tylko polityka ma być "ubłogosławiona" tym kretynizmem?
Niestety w naszym kraju ostatnio normą wydaje się być, że im głupszy pomysł tym większa szansa jego przegłosowania. Tylko kobiet żal bo wszystkie zostaną potraktowane jak niepełnosprawne.
Partia Kobiet, która popierała niniejszą inicjatywę (dążąc do dyskryminujących wobec mężczyzn przynajmniej 50% dla kobiet) mam nadzieję, że wkrótce ogłosi własne samorozwiązanie. Ustawa bowiem oznacza, że musi przyjąć do swoich list wyborczych przynajmniej 35% mężczyzn. Tylko czy to nadal będzie "Partia Kobiet"?
Więcej na temat temat w dziale "feminizm" na blogu oraz na stronie www.parytety.pl
piątek, 3 grudnia 2010
Konsekwentny islam
Ktoś ma jeszcze wątpliwości do czego prowadzi konsekwentny islam?
Afgański prokurator Din Mohammed "Porzucenie islamu i przejście na inne wyznanie jest według naszego prawa zbrodnią (..) Nowa konstytucja, uznając międzynarodowe prawa i obyczaje, stwierdza, że najważniejszym w Afganistanie prawem jest jednak Koran. Ten zaś ...porzucenie islamu uznaje za najcięższą zbrodnię".
Całość
Afgański prokurator Din Mohammed "Porzucenie islamu i przejście na inne wyznanie jest według naszego prawa zbrodnią (..) Nowa konstytucja, uznając międzynarodowe prawa i obyczaje, stwierdza, że najważniejszym w Afganistanie prawem jest jednak Koran. Ten zaś ...porzucenie islamu uznaje za najcięższą zbrodnię".
Całość
środa, 1 grudnia 2010
Ogólnopolska akcja świąteczna "Święta Bez Szopki"
Zapraszam na mniemam, że interesującą i inspirującą stronę pt. "Święta Bez Szopki" - www.SwietaBezSzopki.pl
Jest to zainicjowana przeze mnie ogólnopolska akcja świąteczna, w której przede wszystkim chodzi o szopkę w wyrażaną w naszej postawie. Szopkę możemy w domu postawić, ale i możemy ją... odstawić! Zachęcam do pierwszego ponieważ odstawianie szopki w Święta to...obciach! ;-)
Zapraszam do:
- odwiedzania strony i komentowania na dole
- dołączenia (jeśli spodoba Wam się idea) do profilu strony na facebooku (znajdźcie w wyszukiwarce wspisując SwietaBezSzopki.pl)
- informowania o akcji znajomych
Subskrybuj:
Posty (Atom)