Jezus powierzając kościołowi zadanie czynienia uczniami wszystkie narody (Mt 28:18-20) oznajmił jednocześnie jakimi metodami powinno być wykonywane.
Po pierwsze: mamy chrzcić.
Po drugie: uczyć przestrzegać tego co Jezus przykazał.
To ważne byśmy o tym pamiętali ponieważ nawet będąc chrześcijanami mamy tendencję by zastępować Boże metody - ludzkimi. Jeśli ktoś uważa, że prowadzi proces uczniostwa, a nie chrzci – to unika jednego z dwóch (a więc 50%!) jego aspektów! Uczniostwo rozpoczyna się więc od chrztu w imię Ojca, Syna i Ducha Św. Formuła jest ważna ponieważ mówi o tym czyj autorytet stoi za tym sakramentem (kto rości sobie do niej prawo), jakie imię nosi oraz do kogo należy chrzczona osoba. Chrzcić w imię kogoś to jednoczyć, utożsamiać z tą osobą. List do Rzymian 6:3 mówi, że przez chrzest zostaliśmy utożsamieni ze śmiercią Jezusa. Poprzez chrzest wchodzimy w unię, przymierze z Bogiem - Ojcem Synem i Duchem Św. Od tej pory nosimy Jego imię na sobie i już nigdy ochrzczony Paweł Bartosik nie będzie nieochrzczonym Pawłem Bartosikiem. Wszystko co robię (dobrego lub złego) robię jako ochrzczony chrześcijanin.
Chrzest więc inauguruje i wyraża przymierzowe zjednoczenie z Bogiem. Uczeń to ktoś kogo życie jest związane z Ojcem, Synem i Duchem Św. Chrzczony należy do Chrystusa. Oznacza to m.in., że dzieci nawróconych chrześcijan są uczniami Trójjedynego Boga – nie dlatego, że rozumieją doktrynę Trójcy, ale ze względu na to do kogo należą.
Podobnie rzecz ma się z nami dorosłymi. Jesteśmy trynitarianami nie dlatego, że od A do Z pojęliśmy naukę o Trójcy lub biblijną doktrynę usprawiedliwienia przez wiarę, ale dlatego, że należymy do Trójjedynego Boga. Przynależność określa to kim jesteśmy, naszą tożsamość.
Najpierw wchodzimy do Bożej rodziny poprzez chrzest (jeśli byliśmy chrzczeni jako niemowlęta). Potem zaczynamy poznawać Boga, Jego naturę, działanie, Słowo. Jednak to kim jesteśmy definiuje więź, którą mamy z Bogiem, nie zaś informacje, które posiadamy.
Podobnie jest w naszym życiu: to kim jesteśmy wpływa na to co robimy. Natomiast to kim jesteśmy określają relacje i więzi z innymi ludźmi. Przykładowo – jesteś mężem, żoną, gdańszczaninem, Polakiem – i te więzi wpływają na twoją 1. tożsamość 2. zachowanie z niej wynikające. Inaczej wyglądałoby moje życie gdybym był nieżonatym Albańczykiem.
Podobnie rzecz się ma z naszą więzią z Bogiem. To kim jesteśmy w Chrystusie określa nie to jak wiele o Nim wiesz (poznawać Go powinniśmy całe życie, a nawet wieczność), ale to czy należysz do Jego rodziny. Stajesz się jej częścią poprzez chrzest. Dlatego powinieneś żyć jak osoba będąca częścią rodziny Jezusa.
Osoba, która nie żyje w zgodzie z tym kim jest – jest hipokrytą. Jeśli ktoś jest Polakiem, a zachowuje się tak jakby był Niemcem lub dbał bardziej o interesy Niemiec, nie zaś Polski – byłby uznany za zdrajcę. Jeśli ktoś jest mężem, a zachowywałby się tak jakby nie miał żony - byłby uznany za niewiernego męża. Jednak wciąż męża. Podobnie z chrztem. Każdy kto został poprzez chrzest włączony do przymierza z Bogiem – i lekceważy to kim jest – jest jak Polak, który żyje tak jakby był Anglikiem lub jak mąż, który ignoruje obowiązki wynikające z zawarcia przymierza małżeńskiego. Jest więc apostatą, odstępcą, hipokrytą.
Chrzest niczego nie przesądza jeśli chodzi o naszą wieczność, ani nie zmienia naszej natury. Mówi natomiast jaka jest nasza pozycja w przymierzu oraz wzywa do prowadzenia życia godnego ucznia Jezusa.