Zastanawiająca jest schizofrenia rządowych działań. Gdy niczym grzyby po deszczu zaczęły powstawać w naszym kraju sklepy z dopalaczami - rząd natychmiast zabrał się za ich kontrolowanie oraz zamykanie (wizyty sanepidu oraz policji w kilkuset punktach sprzedaży w Polsce). Oczywiście przy powszechnym poparciu tzw. opinii publicznej. Wszystko w ramach troski o życie i zdrowie obywateli.
Nie chcę w tym miejscu wywoływać dyskusji nt. legalizacji bądź penalizacji narkotyków. Zastanawia mnie natomiast coś innego. Jakie są argumenty, które można przywołać przeciwko handlowi dopalaczami, które jednocześnie nie byłyby argumentami przeciwko sprzedawaniu pornografii?
Co więcej:
- pornografia jest czymś dużo bardziej niebezpiecznym jeśli chodzi o skalę zjawiska. Wystarczy porównać ilość osób borykających się z problemami: zażywania dopalaczy oraz uzależnienia od pornografii
- pornografia jest o wiele bardziej rozpowszechniona i dostępna praktycznie wszędzie (kioski, wypożyczalnie DVD, rynki, sex shopy itp.) Dlatego o wiele łatwiej o kontakt z nią.
- podobnie jak w przypadku dopalaczy każdy kontakt młodego człowieka z pornografią niesie negatywne skutki - dla jego psychiki, woli, charakteru, ukierunkowania seksualności, zdolności samokontroli
- konsekwencje korzystania z pornografii widoczne są również w wymiarze społecznym (rozbija więzi rodzinne, produktywność i skuteczność działań)
Mimo powyższego jeszcze nie słyszałem o rządowych programach profilaktycznych, akcjach (np. w szkołach), ustawach mających na celu przeciwdziałanie pornografii. Ciekawe dlaczego?