Chrzest to nie tylko przywileje, ale i odpowiedzialności. Niestety Kościół Rzymskokatolicki nadając sakramentowi chrztu nieomal magiczne znaczenie odpuszczenia grzechu pierworodnego – powoduje, że wielu ochrzczonych ludzi trwa w złudnej nadziei. Ich nadzieją jest fakt uzyskania... sakramentów - począwszy od chrztu, poprzez komunię, bierzmowanie itd.
Niektórzy o chrzcie myślą jak leniwy mąż o małżeństwie: Poślubiłem ją, najważniejsze już za mną. Teraz cokolwiek bym nie zrobił to nie odejdzie ode mnie bo jest moją żoną. Ma na sobie moją pieczęć (nazwisko). Mogę przestać się starać, zabiegać o moją żonę bo już ją zdobyłem.
Jednak zaślubiny podobnie jak chrzest to początek, a nie koniec. Żadne z nich nie gwarantuje udanego końca tak jak przejście przez Morze Czerwone całego Izraela (włącznie z dziećmi), które wg Ap. Pawła (1 Kor 10:1nn) było obrazem chrztu - nie gwarantowało nikomu wejście do Ziemi Obiecanej.
Myślenie, że chrzest (niczym ślub) "załatwia mi przynajmniej w połowie sprawę szczęścia na ziemi i w niebie" to wielki błąd, który odwodzi ludzi od potrzeby nawrócenia. Chrzest niczego nie załatwia w kwestii zbawienia tak jak ślub niczego nie załatwia w kwestii szczęśliwego małżeństwa. Owszem, rozpoczyna proces uczniostwa Jezusa jednak niestety nie wszyscy kończą tą szkołę.