Red. Tomasz Terlikowski w felietonie pt. Być przed pałacem (na portalu Fronda.pl) napisał nieomal romantyczny poemat nt. samotnych bohaterów walczących u stóp krzyża przy Pałacu Prezydenckim w obronie Polski, Prawdy i Boga.
Ubolewa, że wypowiedzi ludzi broniących krzyża pokazywane są w telewizji wybiórczo i że większość main-streamowych mediów dąży do ośmieszenia "moherów". W felietonie maluje czarno-biały obraz pałacowego zamieszania, w którym "siły dobra" - osamotnieni, spokojni, pobożni synowie i pobożne córki Kościoła przyszli "tylko" pomodlić się pod krzyż zaś podchmielona alkoholem "ciemna strona" próbuje zakłócić "równowagę mocy" poprzez prowokacje, szykany, niesmaczne żarty.
Osobiście nie przeszkadza mi modlitwa kogokolwiek. Nawet faryzeusza choćby w miejscu publicznym. Jednak wartość modlitwy z Krakowskiego Przedmieścia poznaliśmy w sytuacji gdy księża z kościoła św. Anny wraz z harcerzami, przedstawicielami rządu, ks. R. Markowskim, rzecznikiem abp Nycza daremnie próbowali w legalny sposób przenieść krzyż do kościoła. Nabożne spotkanie zostało zamienione na festiwal siły i jadu z ust modlicieli. Nie chcę oceniać słuszności decyzji prezydenta, a jednie fakt, że nie o szacunek do Jezusa (a więc i do nieprzyjaciół – wg Jego słów) chodzi pikietującym.
Szkoda, że „stróże” spod prezydenckiego pałacu z równą gorliwością i odpowiednią (czyli Chrystusową) postawą wobec przeciwników nie głoszą znaczenia tego co się wydarzyło gdy Zbawiciel wisiał na krzyżu i w jaki sposób przekłada się to na ich postawę względem tych, którzy im źle życzą.
Oczywiście druga strona - ta (rzekomo) bardziej "oświecona" wykorzystuje całą sytuację aby ośmieszyć chrześcijaństwo. Szykany w stronę koczujących przy pałacu, naśmiewanie i prowokowanie ich – to oczywiście w imię „neutralności światopoglądowej”, tolerancji i poszanowania innych poglądów. Nie trzeba iść pod krzyż by się o tym przekonać. Wystarczy posłuchać pseudo-intelektualnych dyskusji w radiu TOK FM lub obejrzeć wiadomości w Superstacji (to taka TV TRWAM tylko w drugą stronę ideologicznej przepychanki). Dlatego napisałem, że fanatyczni obrońcy krzyża bardziej szkodzą niż służą sprawie Chrystusowej. Nie mówię o modlitwie. Mówię o upolitycznieniu krzyża i postawie szydzenia, oskarżania i piętnowania innych ludzi (z obu stron).
Oczywiście wymaganie od agresywnego tłumu obrony sprawy Chrystusowej jest zwykłą mrzonką. Tym bardziej, że nie o imię Chrystusa tu chodzi lecz o cele polityczne (choć oczywiście radykalizm ma charakter stricte religijny). Obawiam się, że i na tym polu PiS poniesie porażkę - dając dobre powody środowiskom lewicowym do spokojnej krytyki religijnego i prawicowego fanatyzmu. Zresztą już wczoraj działacze SLD na fali społecznego niezadowolenia z „afery krzyżowej” zaczęli zbierać podpisy pod apelem o rozdział kościoła i państwa. Kto wie czy w niedalekiej przyszłości poprzez niewłaściwie ukierunkowaną gorliwość obrońcy krzyża nie przyczynią się do triumfu idei świeckości państwa i usuwania krzyży z przestrzeni publicznej (ponieważ będzie to odbierane nie jako wolność do wyznania, ale dążenie do kulturowego i religijnego zdominowania przestrzeni publicznej).
Piszę o użyciu krzyża do celów politycznych ponieważ "modliciele" z Krakowskiego Przedmieścia to bardziej "ludzie J. Kaczyńskiego" niż "słudzy kościoła", dla których duchowym przewodnikiem (w tej sprawie) nie jest abp Nycz, katoliccy księża, ale prezes Prawa i Sprawiedliwości. To jego sprawy bronią przy pałacu. Choć jak wspomniałem – jednocześnie przyczyniając się do umacniania w społeczeństwie lewicowych nastrojów.
Jak więc ta sytuacja powinna zostać rozwiązana? Janusz Korwin-Mikke napisał, że decyzyjny w powyższej sprawie jest ten do kogo należy teren, na którym postawiony jest krzyż. Opinie wyrażać może każdy. Decyduje zaś właściciel, a reszta obywateli (mimo odmiennych poglądów) w państwie prawa powinna to przyjąć do wiadomości.
Na powyższy temat polecam także krótki tekst Pawła Lisickiego z Rzeczpospolitej pt. "Polska droga do zapateryzmu".
PS. Wczoraj w radiowej Trójce poinformowano, że w Radiu Maryja padł komunikat, że "lewackie bojówki" (nie mówili kogo mają na myśli) planują przenieść krzyż. Prosili więc silnych mężczyzn by udali się pod Pałac Prezydencki. Zapewne po to aby wspomogli "siły dobra" modlitwą.
PS. 2. Natomiast. w Radio TOK FM pewien redaktor-intelektualista (z obozu tych "tolerancyjnych") mocno się głowił dlaczego w naszej kulturze dwie zbite ze sobą deski musimy nazywać "krzyżem". Eeech, same problemy... :-)
Jak to śpiewa mój ulubiony grajek: "Polska, mieszkam w Polsce. Mieszkam tu tu tu tu".