W Kościele Rzymskokatolickim od czasów średniowiecza do Soboru Watykańskiego II Msza św. wyglądała tak, że występował jeden aktor - kapłan, natomiast reszta wiernych była biernymi obserwatorami. Śpiewały wyłącznie chorały, modlił się wyłącznie kapłan. Nie miało to nic wspólnego z biblijnym wspólnotowym nabożeństwem.
Dlatego reformatorzy zajęli się nie tylko powrotem do zapomnianej doktryny usprawiedliwienia z wiary, nadrzędnego (wobec Kościoła, Tradycji, Soborów) autorytetu Pisma Św, ale i reformacją liturgii kościoła. Prócz oczyszczenia Mszy z bałwochwalczych, zabobonnych praktyk reformatorzy mówili: wszyscy biorą udział w liturgii. Nie oznaczało to, że wszyscy stają się pastorami lecz że wierni, nie tylko pastor lub ksiądz – powinni być aktywni podczas nabożeństwa. To właśnie w wiekach XVI, XVII, XVIII powstały opracowania liturgiczne kościołów reformacji, w których wierni kościoła byli mocno zaangażowani w liturgię. Nie były (i nie są) one przejawem duchowego skostnienia lecz wynikały z pragnienia włączenia całego ludu do uczestnictwa w spotkanie z Bogiem. Jednocześnie pokazywały, że nabożeństwo to coś więcej niż kazanie plus dodatki ("reklamy" lub "przystawki"), ale sekwencja pewnych bardzo istotnych postaw, czynności (wypełnionych treściami), które wykonujemy przed Bogiem.
Niestety wiele współczesnych kościołów protestanckich (zupełnie nieświadomie) udało się pod względem liturgicznym w kierunku przedsoborowego Kościoła Rzymskokatolickiego. Jeśli jest w nich obecny jakiś element wspólnotowego zaangażowania - dzieje się to wyłącznie podczas śpiewu (a i to czasami trudno nazwać "zaangażowaniem"). Wspólne liturgiczne odpowiedzi, modlitwy, wyznanie wiary, wyznanie grzechów, responsoryjne (lub antyfonalne) śpiewanie Psalmów - zostały pominięte kosztem słuchania "świadectw", występu chóru, pokazu dramy lub usługi śpiewem jednej uzdolnionej wokalnie osoby.
Plemienne, biblijne nabożeństwo, które jest dialogiem, spotkaniem Boga z Jego Ludem , zostało zastąpione niedzielnym spotkaniem na temat Pana Boga. Nic więc dziwnego, że czcicieli Pana (Jn 4:21-23) zastępują chłodni ideolodzy, zaś zatomizowany kościół nie jest w stanie mówić jednym głosem i wpływać na zatomizowane społeczeństwo.
Wygląda na to, że współczesny kościół stoi w obliczu konieczności reformacji liturgicznej oraz refleksji nad biblijnym (nie zaś jedynie "nowotestamentowym") nauczaniem na temat nabożeństwa.