Portal Polskalokalna.pl informuje, że Partia Kobiet chce podać do sądu organizatorów gdańskiego maratonu za to, że trzem najlepszym kobietom zaoferowano (rzekomo) niższe nagrody niż mężczyznom.
Nie znam szczegółów i nie wiem o jakie nagrody chodzi. Gdyby organizatorzy wprowadzili podział zwycięzców wedle kategorii płci to owszem - powinni równo nagradzać wygranych w każdej z nich. Jednak organizator imprezy Kazimierz Zimny jasno stwierdził, że zwycięzcę nagrodzono nie jako mężczyznę, lecz po prostu jako zwycięzcę maratonu bez względu na płeć (kategoria open). Natomiast nagroda dla najlepszej kobiety jest bardzo miłym gestem organizatorów i ukłonem w stronę "słabszej płci".
Dziwi mnie coś innego. Zastanawiające jest, że feministki protestują przeciw różnej wartości nagród podczas gdy nie przeszkadza im seksistowski podział w maratonach (i innych konkurencjach sportowych) na mężczyzn i kobiety. Przypomnę, że najlepsza kobieta w gdańskim biegu zajęła 11 miejsce, a jakoś dziwnie nie było słychać feministycznego lamentu, że nagradzanie jej jest dyskryminowaniem mężczyzn z miejsc 4-10 (a więc szybszych od niej), którzy nie otrzymali żadnych nagród!
Feministki jednak uznały, że należy jej się taka sama nagroda jak zwycięzcy maratonu tylko dlatego, że jest... kobietą! Tego rodzaju seksizm jest przez nich uprawomocniony. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: z tego rodzaju seksizmu można czerpać różnorakie korzyści.