Sądzę, że współczesny kościół w otaczającym go świecie ma dwojakie zadanie:
Po pierwsze: nieść przesłanie pokoju i odpocznienia w Chrystusie w czasach ciągłego napięcia, kryzysów, niepokoju. Aby osiągnąć radość musimy najpierw szukać Królestwa Bożego. Niesiemy ludziom Chrystusa by wskazać na źródło przebaczenia z grzechów oraz prawdziwego pokoju pośród niepokoju.
Po drugie: tam gdzie w świecie pojawia się "stabilizacja" i poczucie bezpieczeństwa, tam kościół powinien je rozwalać. Rich Bledsoe napisał: „Służba Kościoła w pluralistycznym świecie polega na rozwalaniu pluralizmu przez tworzenie sytuacji kryzysowych w każdej instytucji i przedsięwzięciu, w które jesteśmy zaangażowani".
Kiedy spojrzymy na Pismo Św. oraz historię kościoła zauważymy, że tam gdzie wierzący ludzie byli aktywni - tam pojawiał się niepokój i konflikt. Sam Jezus powiedział, że przyszedł, by przynieść sąd i miecz. Tam gdzie pojawiał się nasz Pan - tam pojawiał się zamęt. Wszystkie cuda Jezusa opisane w Ewangeliach powodowały poruszenie i zakłopotanie.
Tak działa ewangelia. Z obecnością wiernych chrześcijan w sferze publicznej wiąże się konflikt ponieważ Dobra Nowina wprowadza w świecie zamęt: Jak to? Chcesz nam powiedzieć, że stworzone przez nas struktury stoją na chwiejących się nogach? Relatywizm? Ewolucjonizm? Pornografia? Materializm? Hedonizm? Homoseksualizm? Feminizm? Aborcja? Socjalizm? Synkretyzm religijny? Uważasz, że to wszystko było budowaniem wieży Babel?
Wówczas stanowczo powinniśmy odpowiedzieć: tak!
Ewangelia oślepia i wprowadza zamęt. Jednocześnie daje wzrok i przywraca pokój. Pomyślmy o sobie samych. Podejrzewam, że w życiu wielu z Was zanim Chrystus je zrewolucjonizował, najpierw powstał zamęt. Miało miejsce pewne napięcie, konflikt - pomiędzy tym jak do tej pory żyliśmy i jakimi schematami myślowymi operowaliśmy, a tym co przyniósł ze sobą Chrystus. Bez tego konfliktu niemożliwe jest nawrócenie. Dzieje się tak ponieważ ewangelia to nie dodatek do naszego życia. To nie jest coś co "doklejamy" do naszych starych poglądów i starego sposobu życia.
Jezus pojawiał się i wywracał do góry nogami zastany porządek (nieporządek) i sposób myślenia.
To jest coś do czego dążymy. Pamiętacie Chrystusa, który:
- wywracał stoły weksalarzy
- otwierał uczniom umyły by rozumieli Pisma
- jadał z celnikami i grzesznikami
- pozwolił się namaścić prostytutce
- umywał nogi uczniom
Wszystko to było działaniem stojącym w opozycji do utartych sposobów myślenia. Chrystus wiedział, że naraża się tym samym na konflikt, odrzucenie, prześladowanie. Jednak jeśli jako kościół chcemy być Jemu wierni – powinniśmy podążać tą samą drogą. Nie możemy stać się jak tygrys zamknięty w klatce, oswojony przez dominujące schematy myślenia i dostający bata ilekroć się wychylimy by zaprotestować lub głosić "na dachach" (czyli publicznie), że przyszedł Król Królów, a wraz z nim Jego Królestwo.
Owszem, chrześcijaństwo rzeczywiście oślepia i burzy stary świat, ale nie po to by rujnować. Robi to aby na miejscu ruiny zbudować piękny gmach. Nie interesuje nas łatanie starych, walących się budowli. Interesuje nas wznoszenie nowego miasta.