Chrzest jest ordynacją. Można go przyrównać do innych ceremonii ordynacyjnych:
- święcenia (ordynacji) wprowadzającego mężczyznę w urząd pastora/księdza.
- ślubu mężczyzny i kobiety poświadczonego przysięgą wobec Boga i ludzi.
- ślubowania prezydenta wykonującego pewne gesty (podniesione palce lub ręka na Biblii) kiedy składa przysięgę wiernej służby wobec państwa, które reprezentuje.
- mianowania przez króla mężczyzny na rycerza przez nałożenie mu na ramię miecza.
Chrzest jest koronacją i ordynacją. Zmienia nie naszą naturę lecz pozycję względem Boga i względem świata. Kiedy poślubiałem Jolę, nasz ślub odbywał się w kościele i był prowadzony przez pastora. Po jego zakończeniu nikt nie podszedł do mnie ze słowami: „Paweł czy Ty naprawdę słuchałeś słów pastora i naprawdę myślałeś o każdym słowie przysięgi, którą wypowiadałeś? Być może nie jesteś prawdziwym mężem Joli. Może nie jesteście tak naprawdę małżeństwem. Nie myślisz chyba, że zwykła ceremonia czyni cię żonatym mężczyzną!” Jezus powiedział na temat małżeństwa: „Co Bóg złączył żaden człowiek niech nie rozdziela”. Bóg jest tym, który łączy mężczyznę i kobietę w małżeństwie. Bóg używa ludzkiej ceremonii zaślubin. Używa ludzkich zwyczajów ślubnych, ludzkich symboli takich jak obrączki, kwiaty, kolor sukni ślubnej itp. jednak jest to JEGO dzieło.
Podobnie kiedy zostałem ordynowany jako pastor nikt z obecnych nie miał wątpliwości, że to właśnie się wydarzyło przez nałożenie rąk innych pastorów modlących się o mnie i powierzających moją służbę Trójjedynemu Bogu. Nikt nie pytał czy miałem odpowiednią świadomość w czasie momentu ordynacji i o czym wtedy myślałem.
W obu przypadkach – ślubu i ordynacji ceremonia zmieniła mnie w bardzo znaczący sposób. Nie zmieniła mojego charakteru, ale wpłynęła na mój charakter. Z kawalera stałem się częścią jednego ciała, mężem. Nie stałem się innym człowiekiem, choć ceremonia wpłynęła na to kim jestem w każdej sekundzie od jej zakończenia. Jestem mężem i powinienem zachowywać się jak mężczyzna, który jest mężem. Nie muszę chyba mówić co to oznacza jeśli chodzi o moje relacje z żoną i co to oznacza jeśli chodzi o moje relacje z innymi kobietami.
Podobnie ordynacja pastorska. Nie zmieniła mnie w tym sensie, że nagle stałem się innym Pawłem Bartosikiem lub super duchowym chrześcijaninem. Oczywiście nie! Jednak wpłynęła na to kim jestem w każdej sekundzie od jej zakończenia. Jestem pastorem i powinienem zachowywać się jak pastor, sługa Bożego Słowa. To odnosi się do mojej funkcji oraz relacji z osobami z kościoła i spoza niego. To co robię w kościele – prowadzenie nabożeństw, głoszenie kazań, sprawowanie sakramentów, modlitwa - robię jako pastor. Nie posiadałem tego autorytetu przed ordynacją podobnie jak nie miałem prawa sypiać z moją żoną przed ślubem.
Podobnie jest z chrztem. Poprzez chrzest nikt z nas nie staje inną osobą, kimś nie do poznania. Bóg nie zmienia w ten sposób naszej natury ani osobowości. To co się zmieni to fakt, że w każdej sekundzie od zakończenia ceremonii chrztu każdy na kogo zostały wylane wody chrztu jest OCHRZCZONYM CHRZEŚCIJANINEM - namaszczonym i ordynowanym uczniem Chrystusa, włączonym do rodziny Bożej do której wcześniej nie należał.
To czyni Bóg używając naszych ludzkich działań i środków, które On sam ustanowił czyli wody i trynitarnej formuły chrztu. Sam chrzest nie czyni nic magicznego w naszej naturze. Nie gwarantuje zbawienia. Raczej niczym ślub męża lub ordynacja pastora zobowiązuje każdego z chrześcijan do życia godnego ochrzczonego ucznia Jezusa.