Prorok Elizeusz był doradcą Króla Izraela (2 Krl 6:14-23), był zaangażowany w działania wojenne Izraela. To pokazuje, że religia i państwo są ze sobą blisko związane. Bóg nie kazał Eliszeuszowi odseparować się i podążyć gdzieś na medytację. Miał informować Króla Izraela o zamierzeniach wroga z Aramu.
Ten fakt w jasny sposób objawia po której stronie w wojnie był Bóg. Niestety dziś na wojnę patrzy się w sposób relatywistyczny ("jedni mówią jedno, drudzy drugie i nie wiadomo kto ma rację"). Oczywiście niekiedy nie jesteśmy w stanie wejść w ostateczne motywacje władców co nie znaczy, że nie jesteśmy w stanie oceniać decyzji królów, rządów, historii z chrześcijańskiej perspektywy. To nie jest tak, że wszystko jedno co jest przyczyną wojny i tak jest ona niesłuszna, jak śpiewa Arka Noego” Wojna jest zła, nie ważne nie kto rację ma”. Otóż wg nauczania Pisma ważne jest kto ma rację.
Gdybyśmy ocenili wojnę Izraela z Aramem w ten sposób – że to wszystko jedno kto ma rację, jedni i drudzy są źli – rozminęlibyśmy się z Bożą perspektywą. Prorok Elizeusz był Bożymi ustami dla Króla Izraela. To powinno nas uczyć, że nie powinniśmy oddzielać religii od państwa. Owszem, powinniśmy oddzielić kościół od państwa oraz państwo od rodziny ponieważ są to niezależne ustanowione przez Boga trzy instytucje mające określone struktury i zakres kompetencji. Jednak każda z tych instytucji odpowiada przed Bogiem za to w jaki sposób sprawuje powierzone jej zadania. Nie ma czegoś takiego jak neutralne światopoglądowo i religijnie państwo, tak samo jak nie istnieją neutralnie światopoglądowo kościół i rodzina.