Podczas wyjazdu Chrystusa do Jerozolimy ludzie witali go z radością, głośno śpiewając pieśni i wykonując pochwalne gesty (kładąc gałązki i szaty). Faryzeusze zwrócili się do Chrystusa chcąc aby ten uciszył wiwatujący tłum. Chrystus nie tylko nie zgromił uczniów. Przywódcom Izraela dał do zrozumienia, że zachowanie witających go jest JAK NAJBARDZIEJ właściwe. Problemem więc nie było to, że ów tłum w zły sposób reagował na wjazd Chrystusa. Głośny śpiew i chwalenie Boga są czymś co Jezus kocha. Problem pojawił się PÓŹNIEJ - gdy pojmano i ukrzyżowano Chrystusa nikt spośród świętującego tłumu nie pozostał przy nim.
Jednak zarówno osiołek, gałązki i szaty ścielone przed Chrystusem, głośne okrzyki uwielbiania są właściwe i Chrystus ma w nich upodobanie. To istotna obserwacja w kontekście współczesnych opinii, które starają się uczynić z Chrześcijaństwa prywatną religię domową lub tylko religię serca: "Mój prywatny Jezus i moja prywatna Biblia. Moja modlitwa w sercu i ciche uwielbienie". Mówi się: Chrześcijaństwo to więź (co jest prawdą) dlatego Jezusowi nie zależy na jakiś formalnych aktach uwielbiania, rytuałach i formalnym nabożeństwie. To jest już duży błąd.
I nie tylko ten fragment temu zaprzecza. Nie tylko w nim mamy opisane rytualne, zewnętrzne, głośne uwielbienie. Zaprzecza temu również zarówno Stary Testament jak i np. Księga Apokalipsy mówiąca o formalnym nabożeństwie, pieśniach śpiewanych przez tłum niebie, a nawet uroczystym ubiorze odkupionych w niebie. Dlatego nie lekceważmy treści oraz formy nabożeństwa. Klękanie, wstawanie, siadanie, błogosławienie, a nawet wznoszenie rąk są czymś co powinno mieć wg Biblii miejsce podczas uwielbienia Boga. To jednak wymaga od nas nauki. Nic co ma związek z uwielbieniem i prawdziwą pobożnością nie przychodzi nam naturalnie.