Czy chcemy tego czy nie każdego dnia nasze dzieci (i my sami) słyszą porady, nauki duszpasterskie i pedagogiczne. Jednakże coraz rzadziej słyszą je od nas (rodziców), a coraz częściej na korytarzu szkolnym, przed monitorem komputera, ekranem telewizora lub z głośnika magnetofonu. Jakiś czas temu miałem okazję usłyszeć wypowiedź niechrześcijańskiego muzycznego prezentera muzycznego (didżeja), który swoją profesję przedstawił jako misję wpływania na gusty muzyczne i myślenie o sztuce młodego pokolenia.
Bardzo często my, rodzice (i chrześcijanie) jesteśmy obojętni w dziedzinach, w których komercyjne, profesjonalne media mają swoich "proroków" i speców od ideologicznego marketingu narzucających nam oraz naszym dzieciom zupełnie niechrześcijański sposób myślenia. Co więcej, traktują oni swoją profesję jako swego rodzaju misję wpływania na umysły tych, którzy wchodzą na teren ich Świątyni (kanału). Owi "prorocy" już nie chodzą w religijnych szatach i nie używają religijnego słownictwa lecz ubierają się w luźne ciuchy, potrafią grać na gitarze, rymować, obsługiwać samplery, są "mistrzami ciętej riposty" i lubią obrażać innych. Wmawiają nam np., że współczesna sztuka i pop-kultura są neutralne światopoglądowo i że "trendy" jest tzw. "otwartość" na wszystko prócz światopoglądu i sposobu życia tych, którzy jeszcze mają śmiałość myśleć i żyć inaczej. My zaś, zamiast czujnie nasłuchiwać, jakie treści są komunikowane chociażby podczas telewizyjnego show Tomasza Lisa, reklam przed Dobranocką, przesłuchiwania radiowej Listy Przebojów lub filmu z Tomem Cruisem dajemy się nabierać na opinie telewizyjnych guru, że wszystko w sztuce jest kwestią subiektywnego gustu, a tolerancja polega na biernej (i koniecznie życzliwej, bo inaczej nie ma przebacz) obserwacji publicznych działań zwolenników "pomysłowych" doznań seksualnych lub uwalniania kobiet od ciężaru noszenia (w łonie) i rodzenia dzieci.