Jak można było się spodziewać wizyta w Warszawie Siergieja Ławrowa nie przyniosła przełomu ani w napiętej sytuacji w Gruzji, ani w stosunkach polsko-rosyjskich. Rozmowy z szefem polskiego MSZ Radkiem Sikorskim i premierem Donaldem Tuskiem były dyplomatyczną kurtuazją połączoną z delikatnymi napomnieniami (np. uwagi R. Sikorskiego na temat wypowiedzi rosyjskich generałów).
Rosjanie tą wizytą chyba osiągnęli swój cel: przeniesienie uwagi polskich polityków i opinii publicznej ze źródła całego napięcia (czyli napaści Federacji Rosyjskiej na Gruzję) na dyskurs dotyczący naszych wzajemnych relacji (i możliwości ich odbudowania).
W rosyjskich rozmowach z Nicolasem Sarkozym czy polskimi politykami dużo mówi się o porozumieniach, kompromisie itp. nie wspominając jednak ani słowem o sytuacji Południowej Osetii oraz Abchazji, których niepodległość uznała Rosja (wskutek zbrojnej napaści na owe gruzińskie rejony). W ciągu miesiąca rosyjskie wojska mają zostać wycofane z Gruzji, ale mają wciąż stacjonować w Osetii Płd. i Abchazji - w zamian za co Nicals Sarkozy zapowiedział ( po rozmowie z prezydentem Rosji Dmitrijem Medwiediewem) zacieśnienie związków gospodarczych z Rosją, będąc najwyraźniej zadowolony z wypracowanego "kompromisu".
Jak to skomentował mój przyjaciel pastor Bogumił Jarmulak: "Niestety, jeszcze raz okazało się, że w bezbożnym świecie porządek jest ważniejszy od sprawiedliwości".