Jak podaje Rzeczpospolita: "Rodzice starszych uczniów, którzy opuszczają lekcje, muszą się liczyć z wizytą policji, a nawet karą pieniężną za niedopilnowanie tego, by dziecko stawiało się w szkole. W życie weszła bowiem nowelizacja ustawy o systemie oświaty, która pierwszy raz określa, co rozumiemy przez niespełnianie obowiązku szkolnego lub nauki. A jest to 50 procent nieusprawiedliwionych nieobecności w ciągu miesiąca. Wówczas szkoła informuje rodziców, a jeśli nie zareagują, ma się prawo zwrócić o pomoc do policji.
– Wagary to ogromny problem i ten przepis może bardziej zmobilizuje szkoły do walki z nimi – mówi Ewa Ćwikła, dyrektorka Gimnazjum nr 40 w Łodzi. – Do tej pory reagowanie na wagary podpowiadał szkołom zdrowy rozsądek. W moim gimnazjum wystarczy, że ucznia nie ma trzy dni, i kontaktujemy się z rodzicami, wyjaśniamy sprawę. Jeśli nie chcą z nami współpracować, kierujemy sprawę do sądu rodzinnego".
__________________________
Ciekawe. W normalnym ustroju sprawy do sądów powinni kierować rodzice - zastraszani i szatnażowani w ten sposób, mając prawo do zaskarżania o nadmierną ingerencję osób trzecich w kompetencje rodzicielskie. Dziś to dyrektorzy szkół straszą rodziców sądami rodzinnymi i policją jeśli ci nie chcą współpracować ze szkołami. Oczywiście na warunkach tych ostatnich, bo która szkoła ma ochotę "użerać się" z oczekiwaniami setek rodziców mających własne zdanie?
Jeśli szkoła (państwo) pragnie zawłaszczać kompetencje rodziców - powinna również ponosić odpowiedzialność za to co dzieje się w jej murach. Jakie więc są przewidziane konkwekwencje dla np. pani dyrektor Gimnzajum nr 40 w Łodzi Ewy Ćwikły jeśli szkoła nie wywiąże się z jej zadań (np. w jej murach dzieci otrzymają propozycje zażywania narkotyków, spotkają się z przemocą, a jej poziom kształcenia wzbudza wiele zastrzeżeń)? Czy w grę wchodzi np. odebranie prawa do pełnienia funkcji dyrektorskich?