Ostatnio znów głośno o "wyrodnych rodzicach", nieopiekujących się państwowymi dziecmi w należyty sposób. TV pokazała matkę 4-letniej dziewczynki, którą odnaleziono wymarzniętą w lesie po tym jak jej 7-letni brat z kolegą pozostawili ją płaczącą. Kobiecie grozi zapewne ograniczenie praw rodzicielskich.
Ciekaw jestem co by było gdyby w opiece nad dzieckiem zaniedbanie popełnił państwowy urzędnik (np. pedagog lub nauczyciel) i "pod jego nadzorem" stałoby się nieszczęście. Czy również byłby to przyczynek do dyskusji nad tym, czy odebrac państwu "prawo" do opieki nad dzieckiem? Oczywiście takie sytuacje mają miejsce w różnego typu placówkach wychowawczych. Nikt jednak z tego powodu nie podnosi głosu o ograniczenie praw do opieki nad dziecmi tego typu placówek bądź państwa, które odbiera bądź pozostawia dzieci rodzicom w zależnosci od ich należytego (w opinii państwa) sprawowania nadzoru.
PS. Nie wiem co się dzieje, ale nie mam problem z wpisywaniem litery "c".